Wogólnie ponurych czasach mały promyk optymizmu. Tym razem – w przeciwieństwie do katastrofy okrętu Kursk przed pięciu laty – rosyjskich marynarzy łodzi podwodnej As-28 udało się uratować. Bo w porę o tej katastrofie powiadomiono świat. Na ratunek ruszyli Japończycy i Amerykanie. Brytyjczykom za pomocą amerykańskiego bezzałogowego robota Super Scorpio udało się wyplątać Asa z sieci. Kwaśne komentarze, że rosyjska flota podwodna powinna mieć swój sprawny sprzęt ratunkowy, można odłożyć w kąt. Na szczęście sprawdziła się idea międzynarodowej pomocy w potrzebie i chyba na stałe zrodziła się nowa instytucja. Choć stare nawyki, zwłaszcza w myśleniu, trudno przezwyciężyć: znaleźli się i tacy rosyjscy dowódcy, którzy uznali, że dopuszczenie cudzoziemców w te regiony Morza Beringa, „najeżone sekretami wojskowymi”, to był duży błąd. Lepiej dać ludziom umrzeć, byle w sekrecie.