Archiwum Polityki

Śmierć Sycylijczyka

Bogdan Tyszkiewicz (51 l.), praski cwaniak, warszawski polityk, działacz sportowy, żył niezwyczajnie i odszedł wbrew schematom. Kiedy umarł, zapewne wielu z ulgą odetchnęło, bo zabrał do grobu ich wstydliwe tajemnice. Ale wciąż otwarte jest pytanie: dlaczego tak łatwo do świata polityki przenika świat mafii?

Mawiał o sobie: – Jestem chłopak z Pragi. Zginął u siebie, na Pradze. Kiedy do jego domu przy ul. Witkiewicza weszli policjanci, leżał w kałuży krwi na podłodze sypialni. Miał poderżnięte gardło.

Sprawcę funkcjonariusze dopadli w pobliżu ronda Starzyńskiego. Próbował ich zaatakować, jednego zranił w rękę, drugiemu przeciął tylko mundur na piersiach. Dopiero postrzelony w nogę dał się obezwładnić. Przewieziono go do szpitala. Rana okazała się groźna, kula strzaskała kość, lekarze musieli dokonać amputacji.

Po dwóch dniach zabójca doszedł do siebie na tyle, że złożył pierwsze zeznania. Przyznał się do zbrodni. Zabił, bo puściły mu nerwy. „Pokłóciłem się z Bogdanem” – wyjaśnił. O co? Sprawy osobiste. Jakie? Tego na razie nie wiadomo. Najprawdopodobniej chodziło albo o pieniądze, albo o dziewczynę. Ofiara zabójstwa, czyli Bogdan Tyszkiewicz, przez całe swoje życie uczucia dzielił po równo między forsę i kobiety. Ale kochał też hokej. – Gdyby pozostał przy hokeju, nie doszłoby do tego – mówi jego znajomy z lodowiska.

Sprawca to 45-letni Białorusin Andriej F. Poznali się w ubiegłym roku pod celą w areszcie na Białołęce. Kiedy wyszli na wolność, Tyszkiewicz przygarnął kolegę zza krat. Pozwolił mu mieszkać u siebie. Dawał mu robotę, trochę jako kierowcy, trochę przy pracach domowych. Obaj popijali, czasem zażywali narkotyki. Przed zajściem, które zakończyło się tak tragicznie, też prawdopodobnie nadużyli. Świadczyło o tym zachowanie Białorusina, który najpierw wyznawał ze skruchą, że zabił człowieka, a potem atakował nożem policjantów.

Dawny przyjaciel Tyszkiewicza: – Zginął okrutnie i bez sensu, bo tak ostatnio żył.

Polityka 32.2005 (2516) z dnia 13.08.2005; Społeczeństwo; s. 78
Reklama