Archiwum Polityki

Teledetektyw i syn premiera

Czy Krzysztof Rutkowski może aresztować, kogo chce?

Późne popołudnie, główny deptak Łodzi, ogródek jednej z restauracji. Najpierw potężny huk petardy ogłuszającej, potem do środka wpada grupa ubranych w uniformy mężczyzn. Wywlekają dwóch gości. Pozostali klienci są przerażeni. Okazuje się, że to kolejna akcja firmy Krzysztofa Rutkowskiego. Detektyw – i poseł równocześnie – tłumaczy, że tym razem ujął osoby, które podejrzewa o próbę wyłudzenia od jednego z miejscowych biznesmenów 150 tys. euro. Dla zaproszonych wcześniej na miejsce operacji dziennikarzy dodatkową sensacją jest, że jeden z zatrzymanych to syn b. premiera PRL.

To nie pierwszy taki wyczyn Rutkowskiego – sporo z nich rejestruje systematycznie w cyklicznym programie jedna z telewizji. Wątpliwości, czy prywatna firma, choćby i mająca licencję detektywistyczną, ma prawo pozbawiać kogokolwiek wolności, Rutkowski odrzuca. Powołuje się na instytucję tzw. ujęcia obywatelskiego: zgodnie z art. 243 kodeksu postępowania karnego „każdy ma prawo ująć osobę na gorącym uczynku przestępstwa lub w pościgu podjętym bezpośrednio po popełnieniu przestępstwa, jeżeli zachodzi obawa ukrycia się tej osoby lub nie można ustalić jej tożsamości”. Tym samym jednak w opisywanej sytuacji istotne jest nie tylko to, czy mężczyźni zatrzymani przez ludzi Rutkowskiego popełniali właśnie przestępstwo, ale i to, czy istniało również niebezpieczeństwo, że będą się ukrywać lub nie było wiadomo, kim są. Jeśli dałoby się udowodnić, że Rutkowski wiedział, iż chodzi o Andrzeja J., ten, paradoksalnie, może wygrać proces o pozbawienie wolności. Zwłaszcza że doktryna traktuje „ujęcie obywatelskie” jako środek absolutnie wyjątkowy – ceną jest przecież jedna z podstawowych, konstytucyjnie chronionych, wolności człowieka.

Polityka 33.2005 (2517) z dnia 20.08.2005; Komentarze; s. 24
Reklama