19-letni Bartosz Chyliński z Elbląga, tegoroczny maturzysta i świeżo upieczony student, nie wyobraża sobie odpuszczenia udziału w głosowaniu. – Gdybym zrezygnował, to tak jakbym poparł ugrupowanie, które odrzucam. A poglądy Bartek ma jasno określone – w wyborach parlamentarnych: PO, jego zdaniem, partia centrowa i zrównoważona. W prezydenckich: Donald Tusk.
Razem z Bartkiem własną kartę do głosowania po raz pierwszy wypełni pokolenie wyżu demograficznego z lat 80. Nawet najstarszych z tej grupy nie było na świecie, gdy generał Jaruzelski ogłaszał stan wojenny. PRL to dla nich filmy Barei, wystawa siermiężnego sprzętu AGD, nostalgiczny koncert rockowy. W najlepszym przypadku rozdział podręcznika historii. Zresztą sami rodzice, urodzeni w większości w latach sześćdziesiątych, mniej są obciążeni traumą Polski Ludowej, w dorosłym życiu patrzyli na dogorywanie systemu, który jeszcze kąsał, ale blizny zostały mniejsze. Mniej tu było kombatanctwa, nocnych Polaków rozmów niż w poprzednich generacjach.
Ledwie jedna trzecia nastolatków pytanych przez CBOS w 2003 r. – dzisiejszych 20-latków – patrzy na PRL krytycznie, choć lustrację generalnie popierają. Ale żeby o tym rozmawiali...? – Historia jest olewana, chyba że ktoś zdaje ją na maturze – przyznaje Tomek Kałużny, 19-latek z Wrocławia, od października student administracji. – Rodzice przy wyborach często się do niej odwołują, my w ogóle.
Inne badanie nastolatków, międzynarodowe, pokazało, że młodym Polakom z wiekiem nie przybywa zainteresowania życiem publicznym. 18-latki startują do rządzenia jako pełnoprawni uczestnicy systemu demokratycznego, z kwalifikacjami niewiele lepszymi niż przeciętny uczeń pierwszych klas gimnazjum.