Wieczorem, 26 czerwca 1971 r., piorun uderzył w kopułę zbiornika nr 1 w Rafinerii Czechowice-Dziedzice. Stalowa wieża, w której przechowywano kilkadziesiąt tysięcy ton surowej ropy naftowej, stanęła w ogniu. W tym najtragiczniejszym pożarze przemysłowym w historii Polski zginęło 37 osób (głównie strażaków), ponad 100 zostało rannych, poważnie zagrożone było pobliskie osiedle mieszkaniowe.
Od tego czasu wiele się zmieniło – nowoczesne zbiorniki naftowe, charakterystyczny element krajobrazu okolic Płocka czy Gdańska, są znacznie lepiej zabezpieczone i staranniej kontrolowane. Jednak złe nie śpi. Niedawno rozebrano wielki zbiornik o pojemności 30 tys. m sześc. eksploatowany przez 23 lata. Ku zdumieniu właścicieli okazało się, że jego dno z 8-milimetrowej blachy korozja przeżarła na głębokość 6 mm. Od katastrofy ekologicznej dzieliły okolicę tylko 2 mm stali!
Kanadyjczycy byli pierwsi
Na pomysł składowania płynnych i gazowych węglowodorów – ropy naftowej, benzyny, nafty, propanu, butanu, gazu ziemnego – w pustych kawernach, podziemnych komorach, które pozostają po wypłukaniu soli ze złoża, pierwsi wpadli Kanadyjczycy podczas II wojny światowej. Wykorzystali właściwość soli, która nie rozpuszcza się w węglowodorach ani nie wchodzi z nimi w żadne reakcje chemiczne. W prowincji Ontario do kawern, położonych kilkaset metrów pod powierzchnią ziemi, wtłaczano na wielką skalę zapasy wojenne: paliwa i gazy. Ich odzyskanie było proste – wystarczyło do zbiornika dolać wody. Ropa i paliwa jako lżejsze były przez nią wypierane i pierwsze wypływały z otworu. Od lat pięćdziesiątych technologię zaczęto stosować szeroko w Ameryce Płn. i Europie. Magazynując w ten sposób ropę Anglia zabezpieczała się przed odcięciem dostaw podczas kryzysu sueskiego w 1956 r.