Archiwum Polityki

Faksymile dla każdego

Co właściwie oznacza „faksymile” – słowo, które w ubiegłym tygodniu wielokrotnie obiegało polskie media w związku z kłopotami Włodzimierza Cimoszewicza? „Słownik wyrazów obcych” W. Kopalińskiego definiuje je jako „dokładną reprodukcję, podobiznę, wiernie odtworzoną kopię podpisu, dokumentu, rękopisu, rysunku, pieczątkę imitującą podpis”. W powszechnie obowiązującym prawie nie ma zasad odnoszących się wprost do używania pieczęci imitującej podpis ani też do wydawania upoważnień do używania jej w czyimś imieniu. – W kodeksie cywilnym jest artykuł dopuszczający mechaniczne odwzorowanie podpisów na papierach wartościowych, a w tej kategorii można umieścić faksymile – mówi Jacek Bartoszek, radca prawny. Poza tym użycie pieczęci z podpisem to rzecz zwyczajowa – biskupi, rektorzy czy nawet ministrowie używają jej dla wygody, np. do stemplowania życzeń czy podziękowań w korespondencji masowej, nie wywołującej skutków prawnych. – Oświadczenie „podpisane” faksymile nie ma mocy oświadczenia na piśmie. Skoro jednak powstał dokument podbity taką pieczątką, można wnioskować, że upoważnienie do jego sporządzenia zostało wydane ustnie – dodaje Jacek Bartoszek. A takie podejrzenie, np. w przypadku Włodzimierza Cimoszewicza, wystarczy do przysporzenia problemów. Dlatego Jacek Bartoszek radzi, by ten, kto decyduje się na wyrobienie faksymile, trzymał pieczęć głęboko schowaną. Albo liczył się z tym, że osoba mająca do niej dostęp, będzie podbijać, co zechce.

Jak otwarcie przyznają producenci pieczątek, czujność właściciela też jednak nie stanowi gwarancji. – Chyba każdemu można zrobić każdą pieczątkę, nic nie wiem o ograniczeniach prawnych – mówi pracownica branżowego zakładu.

Polityka 34.2005 (2518) z dnia 27.08.2005; Ludzie i wydarzenia; s. 17
Reklama