Archiwum Polityki

Fantastyczna czwórka

Kolejny wakacyjny przebój amerykańskich kin „Fantastyczna czwórka” to jeszcze jedna ekranizacja popularnego w latach 60. komiksu wydawnictwa Marvel, autorstwa Stana Lee i Jacka Kirby. Ambitnego zadania – wskrzeszenia ducha zeszytowej serii – podjął się początkujący reżyser Tim Story („New York Taxi”), który naszpikował film odrobiną dziecięcego humoru i imponującymi efektami specjalnymi najnowszej generacji. Chociaż na ekranie sporo się lata, ludzie zamieniają się w żywe pochodnie i rozciągają swoje ciała prawie jak w ruskim cyrku, ogólne wrażenie realizmu i prawdopodobieństwa psychologicznego zostaje jednak zachowane. Superbohaterami są tu kosmonauci, którzy nabywają niezwykłych mocy na skutek napromieniowania w czasie ekspedycji naukowej. Przystojny, lecz kompletnie oderwany od realiów doktor Reed (Ioan Gruffudd) zamienia się w człowieka-gumę. Zakochana w nim piękna Sue (Jessica Alba) może znikać na zawołanie i emitować potężne pola siłowe. Jej beztroski brat Johnny (Chris Evans) staje w płomieniach, które nie wyrządzają mu najmniejszej krzywdy. Natomiast gburowaty Ben (Michael Chiklis) przechodzi najdziwniejszą metamorfozę – zostaje kamiennym monstrum, przypominającym żywą skałę. Zanim fantastyczna czwórka stanie się zgraną grupą superbohaterów i uratuje Nowy Jork przed demonicznym dr. Doomem (człowiekiem z żelaza), musi nauczyć się panować nad nadludzkimi zdolnościami i zaakceptować swoją podwójną tożsamość. Ten ostatni wątek wydaje się najciekawszy, niestety, jest rozwijany w tempie teledyskowym i z heavymetalowym podkładem, co chwilami nadaje filmowi charakter dość prymitywnej opowieści o rozwydrzonych nastolatkach, bawiących się beztrosko drogim sprzętem kupionym przez rodziców.

Polityka 34.2005 (2518) z dnia 27.08.2005; Kultura; s. 54
Reklama