Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Konstancin za zamkniętymi drzwiami

Jeden z bardzo bogatych nowych wysłał na zebranie mieszkańców miasta Konstancin-Jeziorna swojego prawnika. Ten ponaglał: kiedy wreszcie parweniusze wyniosą się z zabytkowego centrum? Bo Konstancin ma być enklawą, cichym leśnym wytchnieniem po wyczerpującym dniu człowieka interesów. Bez błąkających się bezrobotnych i bez kwaterunkowych, którzy noszą wodę ze studni, za to dzietność mają nieprzyzwoitą.

Letnisko Konstancin zaprojektowano sto lat temu, z założenia dla ludzi bogatych. Teraz w swojej uzdrowiskowej części odradza się według wzorów z 1897 r. Zaproponował je wtedy hrabia Witold Skórzewski, wykonawca testamentu właścicielki tutejszych dóbr ziemskich Marii Potulickiej. Parcele miały być nie mniejsze niż 3300 m kw., oparkanione, na każdej tylko jeden dom nie wyższy niż dwa piętra. Zaopatrzony z każdej strony w fasadę. Konstancin zyskał dwa duże parki: w jednym zbudowano zdrowotną tężnię, kasyno i kino. Od 1902 r. zapewniono sprawne łącza telefoniczne oraz kolejowe połączenie z Warszawą. Przed wojną wzdłuż głównych arterii rosły stokrotki, których nikt nie deptał. Należy dodać, że dla dopełnienia zasad zachowania spokoju na terenie letniska nie wolno było poruszać się samochodom. Na początku XX w. całodzienny zakaz wjazdu dotyczył także Żydów, utożsamianych z domokrążnymi handlarzami. Dzięki prostym zasadom w sercu letniska do dziś zachował się architektoniczny porządek. Który po stu latach kosztuje. Za nieruchomość zapłacić trzeba co najmniej 3 mln dol. Za metr działki nawet 250 dol.

Zaburzenia w harmonii

Harmonię planowaną przez hrabiego Skórzewskiego zaburzył mocno 1945 r. Właściciele willi zniknęli, pozostałych wywłaszczono, w najlepszym wypadku pozostawiając kąt we własnym domu. Miasto zaczęło pełnić funkcję hotelu dla zrujnowanej Warszawy. Kiedy zwielokrotniono potencjał produkcyjny w nowo powstałym powiecie piaseczyńskim, do miasta zaczęli ściągać robotnicy. Więc do każdego możliwego obiektu wprowadzano nawet kilkanaście rodzin. „W sposób żywiołowy – cieszyły się gazety w latach 50. – zatarł się dystans społeczny między burżuazyjną enklawą i robotnikami miast i wsi”.

Polityka 34.2005 (2518) z dnia 27.08.2005; Na własne oczy; s. 92
Reklama