Zestaw sztandarowych duchów zaprezentowano oczywisty i przewidywalny – od ducha „wolności od religijnych i ideologicznych dogmatów” (SLD) po ducha „wierności tysiącletniej tradycji chrześcijańskiej Polski” (LPR).
Spośród szczegółowych propozycji uwagę zwracają: odchudzenie o połowę podręczników, bo są encyklopedycznie przeładowane (SDPL), redukcja chemii czy biologii do jednorocznego kursu na rzecz głównie polskiego i historii (PiS) i zwiększenie liczby studentów na ściśle wskazanych kierunkach: „geoenergetyka, przemysł chemiczny, rolnoprzetwórczy i obronny” (LPR).
Są to propozycje dość oryginalne i trudno oczekiwać, by zgromadziły sejmową większość, ale może to i dobrze, bo po latach permanentnej reformy oświacie należy się chwila wytchnienia. W końcu przecież bitwa o nową maturę, wieńczącą skonstruowany od nowa system szkolny, była największym polityczno-oświatowym widowiskiem po transformacji ustrojowej. Zastrzeżeń do samej idei testowania można mieć mnóstwo, nie powinno to jednak przesłaniać faktu, że dokonał się prawdziwy zwrot: cała młodzież w Polsce tego samego dnia o tej samej godzinie zdaje identyczny egzamin z tego samego przedmiotu. Na podstawie może i uproszczonych, ale przecież zobiektywizowanych wyników dzielone są miejsca na studiach. Cóż można więcej zrobić dla edukacyjnej równości i sprawiedliwości?
A jednak to właśnie nierówność i niesprawiedliwość będą pretekstem do kolejnej kampanii politycznej na edukacyjnym polu. Za sprawą ogłoszonej przez wiceminister edukacji Annę Radziwiłł strategii rządowej na lata 2007–13 w centrum zainteresowania stanęła sprawa ewentualnej odpłatności za studia dzienne na państwowych uczelniach.
Cokolwiek powiedzieć o początku sporu, jest on niesłychanie poważny, wręcz konstytucyjny.