Doradzaniem zajmują się u nas głównie pośrednicy w handlu nieruchomościami, rzeczoznawcy majątkowi i zarządcy nieruchomości. We wrześniu ubiegłego roku weszły w życie przepisy, które pozwalają ludziom tych trzech zawodów brać pieniądze za doradztwo bez dodatkowych warunków, w tym bez obowiązku zrzeszania się. W sumie za doradców może się uważać ponad 20 tys. osób. Kto rzeczywiście jest doradcą, decyduje rynek. Na razie z ich usług korzystają głównie klienci zagraniczni.
Tacy, zanim zaczną inwestować, zamawiają analizy rynku nieruchomości. Jeśli chcą budować albo kupować biurowce, hipermarkety, magazyny, zlecają na ogół opracowania oddziałom agencji światowych (Jones Lang LaSalle, Knight Frank). Przy inwestycjach mieszkaniowych zwracają się do agencji polskich (poza Ober-Haus, która działa także na Litwie, Łotwie i w Estonii) i do firm doradczych. Skrócona wersja analiz przekazywana jest często prasie jako kwartalne albo półroczne raporty.
W domach jednorodzinnych, które zagraniczny deweloper zamierza zbudować pod Warszawą, miał być na parterze dodatkowy salonik z wejściem z kuchni. – Zapytałem, po co ten drugi salon. Inwestor się zdziwił: A gdzie u ciebie siedzą kobiety, kiedy przyjdą goście? – mówi Kazimierz Kirejczyk, prezes firmy doradczej Reas Konsulting. To deweloper z Turcji zwrócił się do polskiej firmy o opinię o swojej inwestycji, a rezultatem była m.in. zmiana opartego na innych obyczajach projektu.
Firma z Izraela zamierzała postawić ośmiopiętrowy dom z otwartym szybem (o wymiarach 2,5 na 2,5 m), na który wychodziłyby okna łazienek. W Izraelu łazienka bez okna jest nie do pomyślenia. U nas bardziej cenione są duże powierzchnie i doradca z Reas Konsulting zaproponował, by zrezygnować z szybu i okien, a łazienki jednak powiększyć.