Archiwum Polityki

Mali przeciw dużym

Chmury pojawiły się na niebie łaskawym dotąd dla wielkich firm farmaceutycznych, które w pogoni za zyskiem ukrywają, że ich leki mogą być niebezpieczne. Żółtą kartką jest sensacyjny werdykt w Teksasie przeciw koncernowi Merck&Co.

Tamtejszy sąd przysięgłych postanowił, że ma on zapłacić 253 mln dol. wdowie po mężczyźnie, który 4 lata temu zmarł na serce wskutek zażywania popularnego środka przeciwbólowego Vioxx. Nie chodzi tu o trudną do pojęcia w Polsce kwotę odszkodowania – jeśli nawet wyrok się uprawomocni, będzie ona co najmniej 10 razy niższa – ale o sam fakt wygranej. Oznacza on, że tama puściła, Merck stoi przed widmem dalszych tysięcy pozwów i może pójść z torbami (czytaj: dać się z konieczności wykupić innemu rekinowi z branży). I nie tylko Merck – pozwów mogą się teraz obawiać inni producenci leków. Werdykt ośmieli też zapewne konsumentów oskarżających o zaniedbania korporacje z innych sektorów.

Warto przeczytać relacje z teksaskiego procesu, który stanie się może tematem kolejnego filmu – dramatu sądowego o walce maluczkich z korporacyjnymi bad guys, prowadzonej przez natchnionego adwokata. Mecenas Mark Lanier był już wprawdzie od pewnego czasu gwiazdą palestry, ale przewidywano, że tym razem powinie mu się noga. Nijak bowiem nie można było udowodnić, że 59-letni Robert Ernst rzeczywiście zmarł z powodu zażywania Vioxxu, leku na artretyzm z grupy tzw. inhibitorów Cox-2. Merck wycofał go z rynku, kiedy badania wykazały, że po 18 miesiącach jego stosowania dwukrotnie wzrasta niebezpieczeństwo zawału serca. Ernst jednak zażywał Vioxx tylko przez 8 miesięcy, a poza tym oficjalną przyczyną jego zgonu była arytmia pracy serca – schorzenie nie mające, według naukowców, żadnego związku z przeciwbólowym lekiem.

Mecenas Lanier, dorabiający jako kaznodzieja, powołał wszakże na świadka lekarza sądowego wypisującego akt zgonu (ściągnął go przy pomocy detektywów ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich), który zeznał, że jego zdaniem Ernst mógł umrzeć wskutek skrzepu krwi powodującego atak serca, a ten z kolei wywołał zapewne chwilową arytmię.

Polityka 35.2005 (2519) z dnia 03.09.2005; Gospodarka; s. 48
Reklama