Na przesłuchanie szła sprężystym krokiem. Drobna, w granatowym kostiumie, z zarysowaną już wyraźnie ciążą. Jak przystało na doświadczoną specjalistkę od PR, zdawała się nie peszyć tłumem. List, jaki miała przekazać Włodzimierzowi Cimoszewiczowi przez Jacka Jankowskiego, jego współpracownika, a swojego znajomego, przedstawia ją z innej strony. „Może jednak mój mąż mógłby wyjechać na jakąś placówkę?” – pyta przymilnie. Snuje wizje rodzinnej sielanki we Włoszech. I kończy: „Dla Pana to jeden telefon, a ja będę wdzięczna do końca życia”. Która Anna Jarucka jest prawdziwa?
Sposób, w jaki trafiła do komisji śledczej, do tej pory budzi wątpliwości. Poseł Konstanty Miodowicz, który komisji ją przedstawił, opowiada: – Pani Jarucka zwierzyła się ze swoich stresów ginekologowi. Ten, naruszając tajemnicę lekarską, przy lampce wina opowiedział jej historię znajomemu, który okazał się także moim znajomym. W ten sposób informacja dotarła do mnie.
Sama Jarucka zapewnia natomiast, że szukała kontaktu z sejmową komisją. Te wyjaśnienia, zamiast zaspokajać ciekawość, podsycają ją.
Zamęt informacyjny pogłębiają sugestie, że rzeczywistym inspiratorem działań Anny Jaruckiej może być jej mąż. Michał Jarucki, zdaniem znajomych, jest w tym związku stroną dominującą. Dyrektor gospodarstwa pomocniczego ABW, ambitny – z parciem na karierę – od dłuższego czasu przebywa na zwolnieniu lekarskim. Choroba zbiegła się z pogłębiającymi się kłopotami zawodowymi żony.
Jaruccy początkowo chętnie wypowiadali się dla mediów. Nagle zamilkli. Także znajomi, w większości urzędnicy niepewni swojej przyszłości po wyborach, boją się jawnie rozmawiać z dziennikarzami. Prawie każdy zastrzega anonimowość.
KSAP-owska miłość
Jaruccy poznali się w elitarnej Krajowej Szkole Administracji Publicznej.