Archiwum Polityki

Rodzinny sekret, czyli czego się nie mówi o adopcji

Z adopcją jest jak ze ślubem: na mocy urzędowej decyzji obcy sobie ludzie zaczynają żyć razem, tworzyć rodzinę i jest nadzieja, że będą szczęśliwi. I, jak po ślubie, różnie bywa. Też się czasem nie udaje. Można powiedzieć: zdarza się to i w rodzicielstwie, w którym dziecko i rodziców łączą więzy krwi. Ale, jak policzono na świecie, nie udaje się jedna adopcja na pięć. Czy to mało, czy dużo? Nie w tym rzecz. To zawsze tragedia.

Co to znaczy udana adopcja? – zastanawia się Dorota Dominik z Ośrodka Adopcyjnego w Opolu. – Dla mnie to taka, w której dziecko kocha się niezależnie od tego, co zrobiło. Cokolwiek by to było, choćby nawet rozbój, choćby gwałt nie opuszcza się go nigdy. Na zawsze pozostanie dzieckiem.

Jeśli tak, nieudanych adopcji w Polsce jest mało. Na kilkadziesiąt co roku (i to się nie zmienia od lat) zgłaszanych do sądu pozwów o rozwiązanie adopcji połowę składa mąż albo żona, którzy adoptowali dziecko współmałżonka, potem rozwiedli się i już nie chcą za syna czy córkę pasierba albo pasierbicy.

Po ludzku i bez kręcenia biorąc, udana adopcja to taka – mówi C., matka 26-letniego Janusza – kiedy dziecko wyrasta na porządnego człowieka i uczciwie żyje. Po drodze krzyżowej, jaką jest wychowanie adoptowanego dziecka, rodzice doprawdy chcą już tylko tego.

Z tego punktu widzenia nieudanych adopcji musi być w Polsce znacznie więcej. Pewnie – podobnie jak to liczą na świecie – co piąta.

Czarna dziura

Dokładniej tego u nas nie badano. Bada się kandydatów na rodziców adopcyjnych – kim są, jakie mają motywy, oczekiwania. Gdy się ubiegają o dziecko, chętnie wypełniają ankiety, bo boją się, iż odmowa źle do nich usposobi personel ośrodka adopcyjnego. Badano także rodziców w jakiś czas po adopcji, stwierdzając na ogół, że są dobrej myśli, a dzieci rozwijają się błyskawicznie, odrabiając czas spędzony w sierocińcu.

Nie ma jednak dostępu do starszych dzieci ani ich rodziców. Również z tego powodu, że w minionych latach adopcje masowo ukrywano. Urzędnicy pakowali dokumenty do niedostępnych szaf. W przypadku adopcji nierozwiązywalnych – takich, gdy biologiczna matka sama zrzekała się dziecka na rzecz nieznanych sobie rodziców adopcyjnych – dokumenty niszczono i sporządzano nowe.

Polityka 36.2005 (2520) z dnia 10.09.2005; Raport; s. 4
Reklama