Archiwum Polityki

Piękna i bestie

Parze Juszczenko–Tymoszenko nie przepowiadano długiego pożycia. Połączył ich wspólny cel, obalenie dyktatury, sprzeciw wobec moralnego kryzysu władzy, ale nie przekonania polityczne. Nikt jednak się nie spodziewał, że powodem rozstania staną się nie różnice programowe, ale oskarżenia o korupcję – najcięższe, w oczach Ukraińców, przestępstwo przeciwko demokracji i pomarańczowej rewolucji.

Ukraina znów się podzieliła: jedni popierają Piękną Julię w przekonaniu, że to prezydent zdradził ideały rewolucji. Drudzy winią Tymoszenkę za przerost ambicji i rządzę władzy, co doprowadziło do wybuchu kryzysu.

W obozie władzy wrzało. Najpierw okazało się, że minister sprawiedliwości Roman Zwarycz, przedstawiany jako absolwent prestiżowego amerykańskiego uniwersytetu Columbia, wcale nie posiada dyplomu tej uczelni. Jego żona natomiast pośredniczyła w handlu ropą, choć rząd wydał zakaz sprzedaży rodzimego surowca za granicę. Potem wyszło na jaw, że szef służby celnej był sądzony za przestępstwa celne, a minister gospodarki zbyt często sięga po alkohol.

Prezydent sugerował kilkakrotnie, że jesienią nastąpią zmiany w rządzie.

Ale pierwsza głośna afera wybuchła wokół Juszczenki, kiedy prasa ujawniła, że jego syn Andrij posługuje się platynowym telefonem komórkowym, szasta pieniędzmi w najmodniejszych klubach i jeździ drogim autem. Juszczenko, pytany o źródła zamożności syna, obrzucił dziennikarzy wyzwiskami. Potem przeprosił, ale niesmak pozostał.

Obrazu dopełniła wiadomość, że syn prezydenta jest właścicielem praw autorskich do pomarańczowych symboli. Wyjaśnienie, że na Ukrainie nikt nie respektuje praw autorskich i symbole nie niosą dochodów, jest mało przekonujące. Prezydent wytłumaczył się z zarzutów. Sprawa zeszła z pierwszych stron gazet, ale zasiała wątpliwości co do wiarygodności Juszczenki.

Polityka 37.2005 (2521) z dnia 17.09.2005; Ludzie i wydarzenia. Świat; s. 16
Reklama