Wychowywani przez matki: Rokita od najwcześniejszego dzieciństwa, Tusk od wieku nastoletniego. Dobrzy synowie. Ale różne adresy. Rokita to krakus ze starej szacownej kamienicy przy Basztowej, z domu pełnego antyków i pamiątek rodzinnych. Tusk to syn zapracowanej pielęgniarki z Gdańska; sam mówi, że musiał donaszać ubrania po starszej siostrze, bo w domu nie przelewało się.
Jak wynika z ich relacji, polityką zainteresowali się bardzo wcześnie. Tusk mówi w swoim spocie wyborczym, że pamięta, kiedy w stoczni strzelano do robotników i wtedy powiedział sobie, że „tak nie można żyć”. Miał w tym czasie trzynaście lat, więc pewnie sporo w takich deklaracjach kampanijnej retoryki. Rokita zaś zainteresował się polityką we wczesnej młodości. Już wtedy zafascynował się światem władzy i wpływów.
Prawdziwa inicjacja dla obu nastąpiła w 1980 r., kiedy zaczęli działać w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów. Stanęli po tej samej stronie, choć daleko od siebie. Potem konspira i prawdziwe wejście do polityki pod koniec lat 80. Obaj nie mają jednak dużego doświadczenia na wysokich stanowiskach w administracji. Rokita był szefem Kancelarii Premiera za czasów Hanny Suchockiej, Tuskowi Pawlak proponował fotel wicepremiera w swoim „trzydziestodniowym” rządzie, ale ten odmówił.
Kilku działaczy Kongresu Liberalno-Demokratycznego – ówczesnej partii Donalda Tuska – objęło stanowiska w gabinecie Suchockiej, ale nie Tusk. Zawsze był młodzieńczy, trochę beztroski, wyżywał się w polityce partyjnej, chciał pozostawać w kategorii „dobrze zapowiadających się”. Żona Tuska Małgorzata w opublikowanej w 1992 r. książce „Lwy (nie)ujarzmione” mówi o ambicjach męża: „Zastanawiam się nieraz, co on w przyszłości będzie robił.