Nigdy nie przypuszczałem, że dożyję pięćdziesiątych urodzin, a 25 września będę obchodzić pięćdziesiąte pierwsze – mówi gładko przystrzyżony mężczyzna zakażony wirusem HIV. Mieszka w Paryżu, pracuje w agencji turystycznej, leczy się od 15 lat. – Po raz pierwszy od czasu postawienia diagnozy mogę swobodnie planować swoją przyszłość. Przestałem się bać. AIDS stał się dla mnie chorobą przewlekłą, a nie śmiertelną. Wiecie, jak to poprawia apetyt na życie?
Wielu specjalistów wyraża przekonanie, że w walce z AIDS osiągnięto punkt zwrotny. Nie dlatego, że udało się powstrzymać ekspansję wirusa albo znaleziono sposób, by go ostatecznie – na przykład przy użyciu szczepionki – zneutralizować. Na ostatniej konferencji International AIDS Society, na którą w drugiej połowie lipca do Rio de Janeiro przyjechało 5 tys. naukowców, o szczepionce przeciwko HIV mówiono rzadko i wyłącznie w czasie przyszłym. Gdyby pacjenci tacy jak Philippe z Paryża mieli czekać bez innych leków na finał tych badań, z powodu HIV umierałoby na świecie nie 3 mln ludzi rocznie, a co najmniej dwa razy więcej. W krajach, gdzie dostępu do leków nie ma, wirus zbiera największe żniwo. Jednak właśnie na nowoczesnych specyfikach antywirusowych naukowcy opierają swój optymizm: nie gwarantują wyleczenia z AIDS, ale pozwalają wydłużyć życie być może do naturalnej śmierci.
Za co złapać wirusa
Prof. Jens Lundgren z Uniwersytetu w Kopenhadze, specjalista chorób zakaźnych, 25-letnią historię zakażeń HIV streszcza w kilku punktach: – Od 1980 r. przez pierwsze siedem lat nie mieliśmy w zanadrzu żadnej terapii. Od 1987 r. do 1994 podawaliśmy chorym jeden lek, słynny AZT. A potem zaczęliśmy leczyć kilkulekowym koktajlem i wszystko się zmieniło. Kombinacje leków ratują życie.