Archiwum Polityki

Widmo Czyngis-chana

Amerykański historyk John Man pisze w swojej świetnej skądinąd biografii Czyngis-chana o jego polityce: „Zniszczenie stanowiło część strategii. Czasami miało ono kontekst osobisty, gdy jakiś wódz lub miasto dopuściło się ciężkiej zbrodni, ale częściej pozostawało bezosobowe, zrodzone z niezłomnego poczucia wyższości nie tyle nad jedną grupą, ile nad wszystkimi. Rasizm ma charakter selektywny, czyli w przypadku Mongołów nie występował. Absolutnie każdy musiał darzyć ich szacunkiem (postawą taką charakteryzowały się również inne narody u szczytu potęgi, na przykład Brytyjczycy około 1900 r., XVII-wieczni Chińczycy, neokonserwatywni Amerykanie w 2003 r.)”.

Zostawmy na boku niegdysiejsze śniegi, czyli Mongołów Czyngis-chana, wiktoriańskich Anglików czy poddanych dynastii Ming. Najbardziej interesujące jest odniesienie Mana w stosunku do postępowania współczesnych nam jak najbardziej władców Stanów Zjednoczonych. „Zniszczenie stanowiło część strategii”. Czyż nie widać tego dokładnie w Iraku w dwa niemal lata po „zakończeniu wojny”, kiedy regiony posądzane o sprzyjanie partyzantom, które więc w rozumieniu doktrynalnym „dopuściły się ciężkiej zbrodni”, poddawane są natychmiastowym represjom z burzącymi bombardowaniami na czele. Chętnie przy tym wierzę, że amerykańscy politycy i żołnierze nie odczuwają jakiejś szczególnej niechęci do Arabów, czyli „mający selektywny charakter rasizm w ich przypadku nie występuje”. Niesiona przez nich pożoga wynika właśnie „z niezłomnego poczucia wyższości nad wszystkimi”, w ramach której agresja przekształca się w ustanawianie „światowego (czytaj: amerykańskiego) ładu”, który z natury rzeczy musi być marzeniem wszystkich narodów bez względu na ich partykularne sytuacje i tradycje.

Polityka 38.2005 (2522) z dnia 24.09.2005; Stomma; s. 108
Reklama