ADAM KRZEMIŃSKI: Dokładnie ćwierć wieku temu Watykan odebrał panu prawo nauczania teologii katolickiej w imieniu Kościoła. Ale nie przestał pan krytykować papieża i kurii rzymskiej, a pańskie książki osiągają rekordowe nakłady. Kim pan jest, nowym Lutrem?
HANS KÜNG: Nie i nigdy nie miałem ambicji być kimś szczególnym. Z Lutrem łączy mnie jedynie to, że też jestem profesorem teologii. Ale ja jestem przede wszystkim naukowcem. Poglądy uzasadniłem precyzyjnie i rzadko wykazywano mi błędy czy pomyłki. Twierdzono najwyżej, że to, co głoszę, nie jest zgodne z nauczaniem Kościoła. Na co ja odpowiadam: a czy Jezus był rzymskim katolikiem?
Nadal jest pan księdzem katolickim?
Ależ naturalnie.
I odprawia pan msze?
Tak. Gdy jestem w Szwajcarii, to w mojej parafii co niedziela sprawuję eucharystię. Niedawno w Stuttgarcie świętowałem 50. (złotą!) rocznicę święceń kapłańskich, potem był mały poczęstunek z lampką wina. Również tu, w Tybindze, regularnie odprawiałem msze, dopóki proboszcz mi tego nie odebrał, gdy byłem za granicą. Najwidoczniej był zazdrosny, że u mnie kościół był bardziej wypełniony niż u niego...
Gdy wybierałem się teraz do pana, usłyszałem od jednego z kolegów, że mi zazdrości tego spotkania, choć dla niego prawdziwa wiara kryje się nie w księgach teologów, lecz w pełnym wiernych wiejskim kościółku, gdzie o brzasku modlą się i śpiewają stare kobiety.
Zapytałbym go, czy nie martwi go, że tu na Zachodzie kościoły są puste. Wierni masowo opuszczają kościoły, ponieważ albo nie godzą się z głoszonymi tam normami, z zakazem stosowania pigułki antykoncepcyjnej, zakazem przerywania ciąży, rozwodów, albo wręcz zostali z niego wypchnięci, bo odmówiono im sakramentów.