Archiwum Polityki

Ciągle w podróży

Spis jego nagród międzynarodowych jest dłuższy niż indeksy wielu książek. Najbardziej sobie ceni trzy: Książąt Asturii, Goethego i Viareggio. Teraz wymieniany jest wśród kandydatów do Nobla.

To pierwszy reporter, który wprowadził literaturę do depeszy prasowej. Owszem, można powiedzieć, że przeszedł potem od reportażu do literatury. Uprawia reportaż zeseizowany, a przez takie tytuły jak „The New York Times” i „Newsweek” (ten oryginalny) nazywany jest „księciem reportażu” tylko po to, żeby za chwilę można było przeczytać w „The Independent”, że jest „królem reportażu”. Zaistniał na świecie jako pierwszy i pewnie ostatni polski dziennikarz.

W Barcelonie można kupić książkę o przyjaźni między Fidelem Castro a G.G. Márque-zem. Znajdziemy tam pół strony o tym, że przy stoliku kawiarnianym w dzielnicy Barcelonetta siedzą intelektualiści i rozmawiają o José Luisie Borgesie i Ryszardzie Kapuścińskim. Od lat jeździ do Meksyku, gdzie razem z Garcíą Márquezem prowadzi warsztaty dla dwudziestu najbardziej utalentowanych młodych pisarzy latynoamerykańskich.

Skromny do takiej granicy, że człowiek, który się z nim spotyka, jest zakłopotany. I to tak trwa od zawsze. I nawet jak już wejdzie się w świat jego przyjaźni, okazuje się, że nic się nie zmieniło, jest tak samo bardzo skromny i coraz bardziej pokorny. To jego tajemnica, a raczej przyrodzona cecha charakteru. Kiedy przynosi do redakcji artykuł, który zazwyczaj jest wydarzeniem, zachowuje się jak debiutant, który bardzo przeprasza, że sprawił kłopot swoją wizytą.

W latach 60. mieszkał na Woli w gomułkowskim bloku, w kilku klitkach wypełnionych takim mnóstwem książek, że nie zawsze wiedział, gdzie której szukać. Mieszkańcy okolicznych domów nie domyślali się, kto koło nich przechodzi. On natomiast wiedział, że jest obcym ciałem w środowisku, w którym się nie czyta.

Polityka 41.2005 (2525) z dnia 15.10.2005; Kultura; s. 52
Reklama