Archiwum Polityki

Dziewiąty dzień

Po budzącym kontrowersje „Upadku”, głośnym dramacie opisującym ostatnie dni Hitlera, niemieccy filmowcy coraz śmielej powracają do rozliczeń związanych z II wojną światową. Kolejnym dziełem poruszającym niewygodny temat sprzed pół wieku jest „Dziewiąty dzień”, wyreżyserowany przez nestora niemieckiej kinematografii Volkera Schlöndorffa („Blaszany bębenek”, „Homo Faber”). Zostaje w nim przypomniana nieznana szerzej sprawa ojca Jeana Bernarda, księdza katolickiego wypuszczonego na kilka dni z obozu koncentracyjnego w Dachau w celu nakłonienia biskupa Luksemburga do współpracy z hitlerowcami. Kuszony obietnicą odzyskania wolności duchowny musi wybierać pomiędzy sumieniem i wiarą a zdradą. W heroicznej postawie księdza, odrzucającego propozycję mediacji mającej doprowadzić do odebrania autorytetu moralnego Kościołowi, pobrzmiewa żywy do dziś spór o milczenie papieża Piusa XII w obliczu zagłady Żydów i Holocaustu. Schlöndorff nie oskarża dostojników kościelnych o bierność i zamykanie oczu na tragedię milionów mordowanych w obozach śmierci. Pokazuje raczej skomplikowane okoliczności wyborów oraz cenę, jaką księża musieli zapłacić za przeciwstawienie się złu i zachowanie godności. Ta „przekonująca medytacja na temat wiary, odkupienia i ceny prawdziwego apostolstwa” została nakręcona na czarno-białej taśmie i rozgrywa się w zaledwie kilku wnętrzach. Poza scenami obozowymi, jednym z najbardziej przejmujących fragmentów filmu jest historia spotkania oficera gestapo i jego ofiary, którzy w zacisznym gabinecie zaczynają prowadzić teologiczny spór o życie jednego z nich. Warto też odnotować fakt, że ojca Bernarda znakomicie gra Ulrich Matthes, ten sam aktor, który w „Upadku” z godnym podziwu poświęceniem wcielił się w postać diabelskiego Josepha Goebbelsa, mordującego wespół z żoną kilkoro swoich dzieci.

Polityka 42.2005 (2526) z dnia 22.10.2005; Kultura; s. 66
Reklama