Rada Krajowa Samoobrony wyraźnie potwierdziła, że koalicji nie ma. To jest pierwsze od dawna, jasne stwierdzenie ze strony tej partii, że nie obowiązują żadne ustalenia w sprawie wspólnych głosowań, że dla Samoobrony priorytetem jest powołanie komisji śledczej do zbadania – jak to ujęto – intrygi CBA przeciwko Lepperowi. Czyli odrzucono podstawowy warunek Kaczyńskiego, by takiej komisji nie powoływać. Ministrowie Samoobrony oddają się do dyspozycji premiera, który teraz powinien ich już zdymisjonować. Tym samym mamy nową sytuację polityczną.
Jarosław Kaczyński nie chce wyborów i boi się rządu mniejszościowego.
Nie chce wyborów, bo żadna ekipa nie rozstaje się łatwo z władzą. Tym bardziej że nie widać potencjalnego koalicjanta, nawet w przypadku wyborczego zwycięstwa (dość wątpliwego, bo jednak sondażowy trend nie jest dla rządzących korzystny). Utrata zdolności koalicyjnej jest zaś jedną z najbardziej dotkliwych strat, jakie Prawo i Sprawiedliwość poniosło, pokazując, że nikt nie może liczyć na jaką taką partnerską współpracę, że zasada bezwzględnej dominacji jest jedyną, na jaką stać PiS. Marzenia o powyborczej koalicji z PO też w coraz większym stopniu stają się złudzeniem hołubionym przez grupkę politycznych, a zwłaszcza publicystycznych sierot po POPiS.
Premier boi się rządu mniejszościowego, bo w obecnej sytuacji, gdy zaplecze parlamentarne jest zupełnie rozproszone, a dawni koalicjanci mówią o bezpardonowej wojnie, może oznaczać on katastrofę. Brak większości to prawdopodobieństwo utraty przez PiS stanowiska marszałka Sejmu, odwołania poszczególnych ministrów (stosowne wnioski Platformy Obywatelskiej już leżą w biurku marszałka Ludwika Dorna i w ciągu kilku miesięcy będą musiały być przegłosowane). To także realna możliwość powołania komisji śledczej do zbadania akcji CBA w resorcie rolnictwa, a żadna rządząca ekipa po takim doświadczeniu nie uniknęła kłopotów.