Adam Michnik: – Kiedy był 1966 r., a więc mieliśmy 10 rocznicę Października, to ja należałem do ludzi, którzy coś tam próbowali zrobić. Zorganizowaliśmy na Wydziale Historii [Uniwersytetu Warszawskiego] zebranie. W tamtym czasie było to ważne. Leszek Kołakowski, człowiek o wielkim autorytecie, powiedział jakby „do dechy”, do końca, o co chodzi w sprawie ludzi wyrzuconych z partii. Po Liście 34 [list intelektualistów w sprawie swobód obywatelskich] to zebranie stało się drugim ważnym faktem społecznym. Nie przeszedł on bez echa. W tych latach człowiek już wiedział, ale jeszcze nie chciał wiedzieć. Taką kluczową datą stał się 1968 r., kiedy PZPR wystąpiła pod sztandarem, trzeba to powiedzieć jasno, ONR-owskim. (...)
Moczar, Gomułka, kto co rozumiał
Jerzy Diatłowicki: – (...) Czy pana Jarosława Kaczyńskiego również obchodziło, że partia – do której pan nie miał takiego stosunku co Michnik – zachowała się tak czy inaczej?
Jarosław Kaczyński:
– Oczywiście, 1968 r. bardzo mnie obchodził, bo to była jakby zmiana epoki. Uniwersytet przed 1968 r. i po nim to były jednak dwie różne uczelnie, a to mnie bardzo obchodziło. Bardzo byłem zmartwiony, że tak się stało, jak się stało. Natomiast to wszystko, co było związane z Moczarem, z ofensywą moczarowską w latach 60., miało różne aspekty. Chciałbym zwrócić uwagę – pewnie nie jestem pierwszy – na taki aspekt dosyć specyficzny, który często jest niedostrzegany. Otóż ofensywa moczarowska powodowała pewną zmianę w dostępności wiedzy historycznej. Dla ludzi wychowanych w tej tradycji co ja i dla ludzi, którzy się bardzo interesowali historią i nieustannie coś na ten temat czytali, to było zjawisko, które traktowałem jako pewne rozluźnienie.