Archiwum Polityki

Ale nam przyvatują!

Rząd miał upraszczać podatki, a znowu je komplikuje. Przygotowywane zmiany ustawy o VAT tworzą nowe pułapki. Nie tylko dla przedsiębiorców, ale także, o zgrozo, dla osób pracujących na etacie.

Prowadzącym firmy na klarowności ustaw podatkowych zależy nawet bardziej niż na wysokości stawek. Z powodu interpretacji jakiegoś paragrafu padła już niejedna mała firma. Złe przepisy potrafią też śmieszyć. Jak te pozwalające Cinquecento z kratką uznać za samochód dostawczy i odliczyć od niego VAT, a od niektórych typów ciężarówek – nie. – Takich kwiatków na vatowskiej łączce jest wiele – zapewnia Cezary Chlebowski z Platformy Obywatelskiej. Dlatego obiecywane uproszczenie było również popierane przez opozycję. Niestety, z obietnic zostało niewiele.

Zamiast tego fiskus próbuje podatników ograć, a nowelizacja ustawy o VAT nadaje się do tego znakomicie. Jej istotę rozumie bardzo niewielu posłów, mimo że to oni uchwalą nowe przepisy, których projekt powstał w Ministerstwie Finansów. Ani się obejrzymy, gdy koalicja karnie podniesie ręce za zmianami, które w praktyce przyniosą fatalne skutki. Warto więc posłuchać specjalistów od podatków, którzy przestudiowali projekt i dostrzegli w nim poważne zagrożenia.

Jak śliwka w kompot wpadną w nowe przepisy samozatrudnieni, czyli firmy jednoosobowe oraz menedżerowie na kontraktach. Po przekroczeniu obrotów 10 tys. euro staną się płatnikami VAT. Teoretycznie osoby te mają możliwość uniknięcia nowego obciążenia. Wystarczy tak skonstruować umowę z kontrahentem, dla którego realizuje się zlecenie, żeby to on ponosił odpowiedzialność wobec osób trzecich; dzieje się tak, gdy zlecenie wykonywane jest pod jego kierownictwem oraz w miejscu przez niego wskazanym.

Skorzystanie z tej furtki tylko na pozór wygląda zachęcająco. Tak naprawdę jest pułapką. Właściciel jednoosobowej firmy, który spełnia trzy wspomniane warunki, nie jest w oczach fiskusa żadnym przedsiębiorcą.

Polityka 11.2007 (2596) z dnia 17.03.2007; Rynek; s. 46
Reklama