Archiwum Polityki

Baj, baj, Bambi

Tony Blair był Bambim, pieszczoszkiem mediów, bożyszczem tłumów i salonów, a dziś odchodzi niemal w niesławie. Nie zasłużył na takie pożegnanie.

W polityce trudno liczyć na wdzięczność. Do liderów kiedyś noszonych na rękach, a później odsądzanych od czci i wiary dołącza teraz Tony Blair. – Tak, polityka to gra twarda i nie fair – mówi wybitny brytyjski publicysta, pisarz i przyjaciel Polski Neal Ascherson. – Tony Blair zrobił dla Wielkiej Brytanii coś dobrego, ale zapamiętana mu zostanie tylko wojna iracka, którą dziś prawie wszyscy Brytyjczycy uważają za krwawą i niepotrzebną katastrofę.

Kiedy Blair zapowiedział wiosną, że ustąpi z urzędu premiera, przez światowe media przetoczyła się fala analiz i podsumowań 10-letniej epoki Blaira. Irak w nich dominował. Gorzej: całą Blairowską politykę zagraniczną oceniono negatywnie. Ascherson uważa, że do upokorzeń, jakim było dla Brytyjczyków sprowadzenie premiera Wielkiej Brytanii do roli „pudelka” Busha, doszły jeszcze upokorzenia na arenie europejskiej. – Blair chciał się przyłączyć do eurolandu i żeby Zjednoczone Królestwo było przewodnią siłą w UE. Ale po 1997 r. nastroje antyeuropejskie na Wyspach były już tak silne, że Blair wycofał się z planów wstąpienia do strefy euro, bo zorientował się, że przegrałby referendum w tej sprawie. Odtąd rząd nie miał żadnej polityki europejskiej, oprócz utrudniania politycznej integracji Europy i wykorzystywania tarć francusko-niemieckich. Prezydencja brytyjska w 2006 r. miała zmienić oblicze Unii, a skończyła się upokarzającym fiaskiem.

W Europie postkomunistycznej tak krytycznie na Blaira patrzeć może nie wypada.

Nie tylko dlatego, że nowa Europa poszła na wojny w Afganistanie i Iraku, tak jakby za swoją przyjęła maksymę Churchilla, że miejsce Brytanii jest u boku Ameryki. Obrywamy za ten akt solidarności transatlantyckiej, lecz niekoniecznie europejskiej, tak samo jak Blair.

Polityka 26.2007 (2610) z dnia 30.06.2007; Świat; s. 48
Reklama