Katarzyna Janowska: – Widzę, że ma pani na nogach piękne mokasyny na płaskim obcasie. Gdzie się podziały szpilki? Kiedyś mówiła pani, że nawet na budowę biega na wysokich obcasach.
Krystyna Janda: – Dziś miałam bardzo ciężki dzień, spotkanie z elektrykiem, z architektem w sprawie kolejnego etapu budowy teatru.
W październiku Polonia obchodzi dwulecie istnienia. Prowadzenie własnego teatru okazało się trudniejsze, niż pani przypuszczała?
Nie, choć nie ukrywam, że zdarzają się chwile, kiedy się zastanawiam, czy dobrze zrobiłam. Przyjaciele mnie pocieszają, że bez względu na wszystko w encyklopedii i tak będzie napisane, że jako pierwsza w Polsce stworzyłam prywatny teatr. Ale ja nie myślę o Polonii w ten sposób.
Nie szkoda pani czasu na biznesowe działania? Nie lepiej byłoby w tym czasie grać, reżyserować?
Fundacja, którą stworzyłam dla tego teatru, zatrudniła profesjonalnego dyrektora, który prowadzi Polonię od strony administracyjnej i biznesowej.
Trudno mi uwierzyć, że pani się w to nie angażuje.
I ma pani rację. Ale to oczywiste. Nie do uniknięcia. Także z powodu mojego temperamentu, niech mi wszyscy współpracownicy wybaczą... Kiedyś w naszym biurze spojrzałam na półki uginające się pod ciężarem skoroszytów i pomyślałam, że w każdym z nich tkwią kartki, które napisałam albo w sprawie których byłam w jakimś urzędzie. Osobiście, bo jeśli ktoś idzie w moim imieniu, wszystko dzieje się znacznie wolniej. Nauczyłam się, że ze sprawami nawet pozornie mało ważnymi chodzę ja. Tak jest prościej i ze wszystkim szybciej. Nas nie stać na opóźnienia czy nawet drobne kłopoty, a na pewno na to, żeby nie grać. Ten teatr żyje i zarabia tylko wtedy, kiedy gra.