Archiwum Polityki

Duch w marmurze

Rozmowa z Igorem Mitorajem, polskim rzeźbiarzem tworzącym w Toskanii

Piotr Sarzyński: – Czy mógłbym od pana kupić marmurową rzeźbę?

Igor Mitoraj:– Tak, ale nie wcześniej niż za dwa lata. Lista oczekujących jest długa, a ja nad jedną rzeźbą pracuję kilka miesięcy.

Ale widzę, że w rogu salonu stoi bardzo efektowna praca. Ta mogłaby być.

Chętnych do jej kupienia było przed panem już wielu, a proponowano mi naprawdę duże pieniądze. Niestety, nie jest na sprzedaż. Jej historia jest zresztą dość niezwykła. Nazywa się „Ręce”. Wykonałem ją w 1982 r. i wkrótce potem sprzedałem. Jakiś czas temu pojawiła się na rynku i – już znacznie drożej – odkupiłem ją z powrotem. A choć ją bardzo lubię, to u mnie jest właściwie przejściowo. Wkrótce, jako mój dar, trafi do Muzeów Watykańskich. W ogóle muszę wyznać, że trudno mi rozstawać się z własnymi pracami. Niektóre z nich, jak tę, o której mówimy, odkupuję po latach, by pozostały przy mnie.

A równocześnie lubi pan dawać prezenty. W Toskanii, gdzie pan mieszka, w samym centrum Pietrasanty stoi okazały pomnikowy Centaur, w Krakowie zaś na Rynku leży ogromna głowa z brązu. Obie prace to przecież dary.

Zgadza się. W Pietrasancie żyję i pracuję od ćwierć wieku. Tak naprawdę tu nauczyłem się rzeźbić. Uznałem więc, że miastu należy się coś ode mnie. Ten placyk to był właściwie śmietnik. Zatrudniłem ludzi, by go oczyścili, no i Centaur stanął. Z kolei w Krakowie studiowałem, tam zaczęła się moja przygoda ze sztuką. Też chciałem pozostawić pod Wawelem jakiś artystyczny ślad.

W Pietrasancie są zadowoleni z pańskiego daru?

Oczywiście. Czemu miałoby być inaczej?

Dlatego, że w Krakowie rzeźba wywołuje namiętności. Wielu żąda jej usunięcia z Rynku.

Polityka 36.2007 (2619) z dnia 08.09.2007; Kultura; s. 66
Reklama