Fotografia
Mają po kilka lat, ciepłe czapki na głowach, wełniane swetry, spodnie na szelkach. Najmłodszy uśmiecha się zawadiacko, starszy mruży oczy od słońca, najstarszy patrzy skupiony prosto w obiektyw aparatu. Delikatnie, nieśmiało opierają się o biały samochód, w tle lśnią zamarznięte wody zalewu. Ostre słońce mocno rysuje cienie na ich twarzach. Idzie chyba wiosna, bo widać, że w niektórych miejscach lód już puścił.
Jest rok 1955, ci chłopcy na zdjęciu to Piotr i Julek Budnikowie oraz Ludwik Madej. Samochód za nimi to pierwsze auto zarejestrowane w Nowym Warpnie, należało do ojca Budników, Józefa. Bo kiedyś rybak to był ktoś; pierwszy miał samochód, kolorowy telewizor, lodówkę, pralkę automatyczną.
Po ojcu chłopcy odziedziczą zamiłowanie do rybałki i rodzinnych pamiątek. To Piotr, dziś sześćdziesięciolatek, przyniósł zdjęcie na wystawę. Z połowów zrezygnowali w 2005 r. i oddali swój kuter na złom. Płakali.
Blaszak
Przy głównej ulicy miasta stoi blaszak. Prosty pawilon handlowy z szarej blachy. W środku kilkadziesiąt pustych stoisk straszy wyblakłymi szyldami. Niemcy przypływali tu promami z Altwarp na tańsze zakupy.
Ale wycieczki Niemek nie ustawiają się już w kolejce do tutejszego fryzjera, polskie mrówki nie stoją w ogonkach do promów wolnocłowych. Nikt więc nie sprzedaje taniej wódki w blaszaku. Weszliśmy do Unii Europejskiej i handel się skończył. Ta Unia to tu mało komu wyszła na zdrowie. No może rybakom, bo trochę mniej piją, tak przynajmniej mówią ich żony.
Dziś w blaszaku jest uroczystość – otwarcie wystawy. Na kilkudziesięciu czarno-białych fotografiach skomplikowana historia jednego z najdalej wysuniętych na północny zachód miasteczek Polski.