Jest pan współautorem poprawki wprowadzającej do ustawy lustracyjnej IPN obowiązek deklarowania współpracy z cenzurą tak samo jak współpracy z SB. Czy sekretarz redakcji, czy też redaktor wysyłający kolumny gazety do cenzury i odbierający poprawki – a jeszcze w 1990 r. takie było prawo – ma napisać, że współpracował?
Zgodnie z ogólną zasadą, jeżeli robił to w złej wierze i tajnie, to tak, jeżeli wykonywał swoje obowiązki, jak to wynikało z prawa, to wówczas nie musi.
W ustawie napisaliście państwo, że współpracą jest świadome działanie wynikające z ustawy w związku z pełnioną funkcją. To jest chyba jasne. Nie ma ani słowa o dobrej wierze.
Jest jednak wyraźnie napisane, że jeżeli robił to w zamiarze naruszenia wolności i praw człowieka.
Ingerencje cenzury były niewątpliwie naruszeniem wolności. Taki był system. Po to była cenzura.
Tak, ale to jest podobnie jak w kontaktach z SB. Ktoś, kto spotykał się z funkcjonariuszami SB, coś podpisał, nie podpisał, będzie w swoim sumieniu rozstrzygał, czy to była współpraca, czy nie. Potem, zgodnie z ogólną procedurą, oceni to pion prokuratorski w IPN i ewentualnie sąd.
Jarosław Kaczyński w 1989 r. został redaktorem naczelnym, wtedy działała cenzura i musiał się z nią kontaktować. Współpracował czy nie?
To, co wynikało z pełnionych obowiązków, było jawne, prawem nakazane i wykonywane w dobrej wierze, nie może obciążać. Ci, którzy kontaktowali się z cenzurą, bardzo często spierali się z nią, czyli walczyli o wolność; ratowali sytuację, bo proponowali zmiany, aby ratować tekst. Były więc różne sytuacje. Przepis ustawy jest oczywiście ogólny. Z tym się zgodzę, ale bardzo łagodny w stosunku do osób, które te kontakty podejmowały.