Od pierwszych dni urzędowania Nestor Kirchner zapowiadał, że nie będzie się ubiegał o drugą kadencję, ale do niedawna nie było pewne, czy mówi poważnie i kto go zastąpi. Prezydent kończy właśnie w pełni chwały pierwszą kadencję (4 lata) i mógł ubiegać się o następną, ale za cztery lata (2011 r.) jego blask byłby zapewne mniejszy i małżonce byłoby trudniej. Usuwając się w cień i wystawiając na pierwszy plan atrakcyjną i doświadczoną w polityce Pierwszą Damę, Nestor ma szanse kandydowania i powrotu za osiem lat (2015 r.) na kolejne cztery lata. W sumie 16 lat (2003–2018) rządów małżeństwa Kirchnerów – któż oparłby się takiej pokusie w kraju Evity oraz Isabeli Peron?
Zamiana ról pozwoli Kirchnerowi uniknąć erozji poparcia,
jaka często grozi w drugiej kadencji. Choć ustępujący prezydent cieszy się popularnością nawet większą niż jego żona, zamiana ról ma swoje zalety: odświeżenie prezydentury, przy zachowaniu jej głównych kierunków, a także sukces potrzebny wobec kilku porażek w czerwcowych wyborach komunalnych.
Najważniejszą była utrata przez peronistów (Partido Justicialista) stanowiska burmistrza Buenos Aires na rzecz konserwatywnego milionera i właściciela klubu piłkarskiego Boca – Mauricio Macri, który uzyskał ponad 61 proc. głosów. Zaszkodziły też afery korupcyjne. Za spłuczką w ubikacji minister gospodarki Felisy Miceli sprzątaczka znalazła 68 tys. dol., a pewien naftowiec z Wenezueli usiłował wwieźć do stolicy rządowym samolotem 800 tys. niezadeklarowanych dolarów, co dodało animuszu przeciwnikom zbliżenia z Hugo Chavezem.
Zwolennicy pary prezydenckiej mówią, że ustępując miejsca Kirchner udowodnił, że nie pragnie rządzić bez końca. Krytycy są przeciwnego zdania – według nich pierwsza para chce utrwalić swoje panowanie, zwłaszcza że reprezentuje ten sam centrolewicowy nurt w ruchu peronistycznym.