Marek Ostrowski: – Słyszymy, że Rosjanie zablokowali pana kandydaturę na ważne stanowisko w organizacjach międzynarodowych.
Adam Rotfeld: – Był to raczej wyraz krytyczneg stosunku do polskiego państwa niż do polskiego kandydata.
O co Rosja ma do Polski pretensje? Nie mówi tego wprost.
Ale można się domyśleć. Dymisję wicepremiera Leppera rosyjska telewizja tak zrelacjonowała: „Z polskiej sceny odchodzi polityk, który miał odwagę przeciwstawić się polskiej polityce zależności od USA i wspierania Amerykanów w Iraku. Polityk, który postulował, by Rosja rozmawiała z Polską bezpośrednio, a nie za pośrednictwem Brukseli, i wreszcie polityk, który się nie godzi na tarczę antyrakietową na terytorium Polski”. Gdybym był telewidzem w Irkucku czy w Nowosybirsku, pewnie doszedłbym do wniosku, że Polacy odsuwają rozsądnego, suwerennego polityka, który chciał jak najlepiej. A przecież we wszystkich tych trzech sprawach stanowisko Leppera było sprzeczne z polską racją stanu.
Omówmy te sprawy po kolei: nasze bezpieczeństwo zależy od Ameryki, więc pojechaliśmy do Iraku w imię tej sojuszniczej solidarności.
To był główny motyw naszej decyzji. Ameryka była wówczas osamotniona i zewsząd krytykowana. Umocniliśmy z nią stosunki, co w ostatecznym rozrachunku podniosło nasze notowania także w NATO i wewnątrz Unii. Była to decyzja trafna.
Czy ówczesne poparcie dla Amerykanów w Iraku przypomina dzisiejszą polską zgodę na tarczę? Tu Rosja jeszcze bardziej protestuje.
Nasze decyzje nigdy nie były wymierzone przeciwko Rosji. Przypomnę, że rozszerzenie NATO konsultowano z Rosjanami, z prezydentem Jelcynem i ministrami spraw zagranicznych Kozyriewem i Primakowem. Ten proces ich nie zaskoczył. Ówczesny sekretarz generalny NATO Javier Solana prowadził z nimi długie rozmowy.