Mniejszości kurdyjskiej w Berlinie azyl polityczny pozwalał ładnie ułożyć sobie życie: w centrum Europy, z socjalem na edukację dzieci, a nawet na zakup kolejnej żony w nieistniejącej ojczyźnie. Ale to już pieśń przeszłości.
Kiedyś wystarczyło pokazać papier: jestem Kurdem z północy Iraku, proszę o azyl, mnie i moją rodzinę prześladuje diabeł z Bagdadu, Husajn. Niemiecki urzędnik z biura ds. migracji i azylu nawet nie pytał, jak petentowi udało się przyjechać do Niemiec. Wystarczyła pamięć o krwawym piątku w marcu 1988 r., kiedy iracki reżim zagazował 5 tys. Kurdów, głównie cywilów z miasta Halabja. Niemcy pamiętali też wstyd, kiedy wyszło na jaw, że to eksportowane do Turcji niemieckie czołgi Leopard II szturmowały anatolijskie wioski „kurdyjskich separatystów”.
Polityka
43.2007
(2626) z dnia 27.10.2007;
Ludzie;
s. 92