Każdy, kto czytał wywiad z biografką Sarkozy’ego Catherine Nay (POLITYKA 37), rozumie, że chodzi o coś więcej niż o zwykły rozpad związku – taki, jaki kończy co trzecie (!) małżeństwo we Francji. Przeciętni Francuzi niewiele wiedzieli o wzajemnych stosunkach Sarkozy’ego i Cécilii. Ale ministrowie rządu francuskiego informowali, że na posiedzeniach w Pałacu Elizejskim, kiedy dzwonił od niej telefon, prezydent przerywał wszystko. W tym sensie żona prezydenta – ponad wszelkim protokołem i konstytucją – odgrywała w polityce rolę kluczową. – Powiedział mi sam przed wyborami: „Nie interesuje mnie Pałac Elizejski, jeśli jej tam nie będzie. Bez niej, bez życia rodzinnego – nie utrzymam się tam” – relacjonowała nam Catherine Nay słowa swego bohatera.
Sarkozy był z żony dumny, obnosił ją jak skarb, publicznie podkreślał jej znaczenie, a na symbolicznym ujęciu z 14 lipca – ze wszystkimi ministrami przed Pałacem Elizejskim – prezydent, zwracając się do kamer telewizyjnych, przedstawił tylko dwie osoby: premiera i Cécilię! Nie wiadomo w końcu, kto był drugą osobą w państwie. Tymczasem Nay oceniła Cécilię brutalnie: – Ona naprawdę jest trudna do zniesienia. Kapryśna. Bardzo nerwowa. Moim zdaniem ona go nie kocha. Okazało się, że biografka miała dobre oko.
Rozwód – sprawa prywatna? W tym wypadku jednak nie.
Dziś, kiedy zdrowie psychiczne, a w każdym razie kondycja psychiczna przywódców przestaje być tematem tabu, pojawiły się we Francji całkiem uzasadnione pytania, czy porzucony przez żonę Sarkozy weźmie się w garść. Wtajemniczeni obserwatorzy mają bowiem – dla spekulacji na przyszłość – bardzo konkretne doświadczenia z 2005 r.