Archiwum Polityki

Hyde w każdym z nas

Nie da się ukryć, że w chorzowskim Teatrze Rozrywki wiedzą, jak robić musicale. Tym razem na warsztat wzięto sztukę „Jekyll&Hyde”. To typowa pierwszoligowa (w odróżnieniu od ekstraklasy) amerykańska produkcja (cztery lata na Broadwayu, 1543 przedstawienia), porządne musicalowe rzemiosło: efektowne, choć trudne do nucenia po spektaklu songi, sprawnie skrojony scenariusz, a przede wszystkim sprawdzony, rzec by można klasyczny, temat. A zmierzenie się z klasyką, gdy odpada element zaskoczenia fabułą, wymaga szczególnej inwencji. Z zadaniem tym nieźle poradził sobie reżyser Michał Znaniecki. Prześlizgnął się po wątku obyczajowym, sensacyjnym czy miłosnym, a skoncentrował na motywie dwoistości ludzkiej natury. Nie tylko tej najważniejszej opozycji dobro–zło, ale też wolność–podporządkowanie, autentyczność–konwencjonalność, hipokryzja–szczerość, a nawet męskość–kobiecość. Na plan pierwszy wysuwają się więc demony, które siedzą w człowieku i targają nim na co dzień, niekiedy aż do samounicestwienia. Owo psychologiczne przesłanie przyobleczono w atrakcyjną formę: dobrą scenografię i efektowną choreografię, co w Chorzowie jest już regułą. Aktorzy stanęli na wysokości zadania, choć grający tytułowego bohatera Janusz Kruciński lepiej radzi sobie z powłoką Jekylla niż Hyde’a. Towarzyszy mu świetna (wokalnie i aktorsko) Wioletta Białk jako Lucy. Musical może nie rzuca na kolana, ale też wizyta w teatrze z pewnością nie będzie czasem straconym.

Piotr Sarzyński

Polityka 50.2007 (2633) z dnia 15.12.2007; Kultura; s. 57
Reklama