Archiwum Polityki

Wybiegane życie

Kiedy Stanisław Wcisło rozpoczynał uciekanie od wódki, nawet przez myśl mu nie przeszło, że po pokonaniu wielu maratonów będzie ratował swoją wieś. Bieganiem.

Sportowe buty ślizgają się po lodzie, zapadają w śniegu, ale dla Staszka sezon biegowy trwa cały rok. Wita się z mijanymi sąsiadami, zagaduje, bo lubi gadać. Ze dwa lata temu zatrzymał się przy wracającym z Krakowa radnym Mirosławie Gilarskim, a raczej, żeby nie przerywać treningu, zaczął Gilarskiego truchtem okrążać. – Dobrze by było u nas, w Skotnikach, bieg urządzić – zagaił. – Przecież bieganie to samo zdrowie – tłumaczył następnego dnia radnej Marii Potempie, która pamiętała, jak jeszcze kilka lat temu jej rozmówca pod jej oknami pijany sypiał.

I Potempa, i Gilarski mieli duże opory, żeby wesprzeć pomysł Staszka. No bo niby wiadomo, że przestał pić, ale czy można mu już zaufać? Z drugiej zaś strony taki bieg mógłby wzmocnić wieś, która zasysana przez Kraków istnieje już tylko w głowach mieszkańców, ze swoim klimatem sąsiedzkich zażyłości i sympatii.

Jak Staszek został nikim

Kryte strzechą chałupy Skotnik przyłączyli do Krakowa Niemcy w 1941 r. Jakby chcieli zakpić z królewskiego grodu. Wiele z tych chałup ostało się w Skotnikach do lat 70., bo miejscowe grunty nie są urodzajne. Ale to właśnie te leżące odłogiem spłachetki ojcowizny uczyniły niejednego skotnickiego bogaczem nad bogacze, kiedy na początku lat 90. połakomili się na nie rodowici krakowianie. Między skotnickimi domami stanęły wille miastowych. A tam, gdzie pasły się skotnickie krowy, wyrosły apartamentowiska.

Powiadają, że śmierć, która po Skotnikach chodzi, ma czarne, w cienkie warkoczyki splecione włosy i skośne oczy. Zaraza z niej straszna, jak się kogoś przyczepi, to już nie popuści. Powiadają też, że przywlekli ją z Azji Tatarzy, którzy siedem wieków temu osiedlili się w Skotnikach, w królewskim folwarku. Zajmowali się wypasem bydła i garbowaniem skór.

Polityka 50.2007 (2633) z dnia 15.12.2007; Ludzie; s. 94
Reklama