Archiwum Polityki

Hej!

W skrócie, czyli – jak to się mówiło – po łebkach, przypomnę głośną ostatnio sprawę. Młody człowiek miał odsłużyć w wojsku służbę zasadniczą. Poprosił jednak, by to nie była wojskowa, tylko za tę wojskową zastępcza i został skierowany do domu opieki dla osób… no tak – dla osób, którymi, jak sama nazwa wskazuje, trzeba się opiekować. Młody człowiek, można przypuszczać, odczuwa widocznie jakiś dyskomfort, gdy do ręki bierze karabin. O ile wiem, statystycznie nie są to częste przypadki. Znacznie więcej jest takich, którzy doświadczają dumy i radości, gdy czują zimną oksydowaną lufę pistoletu. Jest wielu, którzy w cywilu tego doświadczają. Myśliwi na przykład. Podobno to bardzo piękne zajęcie. Ja akurat nie wiem, na czym to polega i rad jestem nawet, że w mojej rodzinie oraz wśród najbliższych przyjaciół nie ma takiego, kto pokochał urok księżycowych nocy spędzanych na leśnej ambonie z karabinem, i to jeszcze z lunetą. Z dwojga złego wolałbym już słuchać niewierzącego księdza, który z ambony plecie duby smalone.

Wracajmy jednak do młodego człowieka, który po kilku dniach pracy-służby w tym domu opieki zawiadomił prokuraturę, że jest tam… użyjmy eufemizmu: okropnie. W prokuraturze przesłuchali go w tej sprawie, a w trakcie tych przesłuchań młody człowiek zaczął się wycofywać ze swoich spostrzeżeń i w końcu wyszedł oświadczając, że mu się tylko zdawało, że tam jest okropnie. Przeprosił i wrócił do służby, zaś prokuratura do spraw, gdzie są prawdziwe problemy, a nie rojenia młodych głów. Po niedługim jednak czasie młody człowiek uznał, że pensjonariusze domu opieki traktowani są koszmarnie i zwrócił się z tym do prasy.

Polityka 50.2007 (2633) z dnia 15.12.2007; Tym; s. 100
Reklama