Archiwum Polityki

Plama na tapicerce

Napięcie w stosunkach premiera Tuska z prezydentem Kaczyńskim opada, ale powoli, bo kiedy źródła pewnych bolesnych nieporozumień udaje się jakoś zlikwidować, zaraz pojawiają się nowe źródła jeszcze bardziej bolesnych nieporozumień. Np. w zeszłym tygodniu premier Tusk nic prezydentowi nie powiedział, pożyczył sobie rządowy samolot TU-154, poleciał nim na Śląsk na obiad i zwiedzanie kopalni, a następnie nie zwrócił maszyny na czas, przez co pan prezydent zmuszony był godzinę czekać na lotnisku, opóźniając w ten sposób oficjalną wizytę na Słowacji.

Jakie skutki może mieć godzinne opóźnienie w stosunkach Polski i Słowacji, nie trzeba nikomu tłumaczyć, zwłaszcza że przez tę godzinę, gdy prezydent siedział na Okęciu, dyplomacje Rosji i innych niechętnych Polsce krajów z pewnością umacniały swoje pozycje na arenie międzynarodowej.

Premier wyjaśnił, że stopięćdziesiątkęczwórkę pożyczył, gdyż był umówiony pod ziemią z górnikami, a następnie czekał na niego obiad z tradycyjną śląską rodziną. Z wyjazdu zrezygnować nie mógł, bo gdyby nie przyjechał do górników, oni przyjechaliby do niego, z tym że koszty tej wizyty byłyby znacznie większe. Zdaniem służb premiera, harmonogram lotu na Śląsk był idealnie dopięty, a opóźnienie wynikło wyłącznie z faktu, że zarówno atmosfera rozmów z górnikami jak i podane na drugie danie tradycyjne kluski śląskie okazały się strasznie gorące i na wszystko trzeba było długo i mocno dmuchać. Prezydent ze spóźnienia afery bynajmniej nie robi, chociaż nie ukrywa, że premier mógł sobie obiad darować, zwłaszcza że ludzi, z którymi go spożył, i tak nie zna, natomiast prezydenta zna dobrze i wie, że będzie się on denerwował, gdy czegoś nie odda mu się na czas, szczególnie gdy jest to TU-154.

Polityka 50.2007 (2633) z dnia 15.12.2007; Fusy plusy i minusy; s. 103
Reklama