Po wstąpieniu do Unii Europejskiej do Polski popłynęła szeroką falą wspólnotowa pomoc. W latach 2004–2006 łącznie około 8,3 mld euro. Udział kultury jest raczej skromny – nieco ponad 400 mln euro. Być może polscy twórcy czują się trochę rozczarowani. Wszak niemal jak jeden mąż stali za naszym przystąpieniem do Wspólnoty. Tymczasem kontestujący Brukselę rolnicy zgarniają znacznie bardziej obfite żniwo. Z drugiej jednak strony, nigdy w historii, w tak krótkim okresie w polską kulturę nie wpompowano tak wielu dodatkowych pieniędzy. Co najważniejsze, pozwalają one na zrealizowanie projektów, które czekały na to niekiedy kilka dziesięcioleci.
– Pieniądze z funduszy strukturalnych zmieniły myślenie w polskiej kulturze – uważa dr Monika Smoleń, dyrektor departamentu strategii kultury i funduszy europejskich. – Ludzie uwierzyli, że ich wizje są możliwe do spełnienia, że dobre pomysły mogą liczyć na wsparcie i szybką realizację. Droga od wizji do efektu stała się znacznie krótsza.
Dziś nawet to, co jeszcze kilka lat temu uchodziło za fanaberię lub ekskluzywny dodatek, powoli staje się standardem: interaktywne ekspozycje, multimedialne sale, skomputeryzowane systemy informatyczne, nowoczesne rozwiązania architektoniczne. Kto był np. w Bibliotece Elbląskiej przed paroma laty, niech się wybierze tam ponownie, a zrozumie, o czym mowa.
Źródło pierwsze
Spragniona pieniędzy polska kultura gasiła w ostatnich latach swe pragnienie korzystając głównie z trzech europejskich źródeł finansowania. Przyjrzyjmy się im po kolei. Źródełko pierwsze to program Kultura 2000. Nie jest może zbyt obfite (projekty jednoroczne mogą liczyć na dotacje 50–150 tys. euro, zaś wieloletnie 50–300 tys.), ale dość smakowite.