Archiwum Polityki

Nieśmiałe za śmiałe

Pod presją związków zawodowych PO wycofuje się z planowanych zmian w kodeksie pracy. Miały ułatwić życie drobnym przedsiębiorcom. Tak czy inaczej pomóc im trzeba.

Gorącym orędownikiem liberalizacji prawa pracy jest wiceminister gospodarki Adam Szejnfeld, który kieruje międzyresortowym zespołem pracującym nad projektami ustaw wchodzących w skład pakietu na rzecz rozwoju przedsiębiorczości. Ponieważ aż 60 proc. firm plajtuje już w pierwszym roku działalności, zrodził się postulat ich wspierania na wczesnym etapie, gdy zatrudnienie nie przekracza 10 osób (takich firm jest ponad 1,5 mln). I zespół Szejnfelda doszedł do wniosku, że najłatwiej im pomóc, uwalniając je od niektórych kosztownych lub uciążliwych przywilejów pracowniczych.

Zaowocowało to projektem nowelizacji kodeksu pracy. Projekt zakładał m.in., że mikroprzedsiębiorca mógłby łatwiej zwalniać pracowników, również tych w wieku przedemerytalnym (taki status mają osoby, którym brakuje czterech lat do emerytury), choć miałby im wypłacać odprawę. Nie musiałby już powiadamiać o planowanych zwolnieniach związków zawodowych. Sąd nie mógłby mu nakazać ponownie zatrudnić pracownika, nawet gdyby pracodawca zwolnił go łamiąc prawo. Miał też zniknąć przepis obligujący do przyjęcia z powrotem na etat osób, które z własnej inicjatywy poszły na bezpłatny urlop. Szejnfeld chciał też zwolnić małe firmy z obowiązku tworzenia regulaminu wynagradzania czy ewidencjonowania czasu pracy. Poza tym drobnych przedsiębiorców nie wiązałyby limity godzin nadliczbowych. Część uprawnień straciłaby Inspekcja Pracy – jej inspektorzy nie mogliby więc kwestionować tzw. samozatrudnienia – to pracownik i pracodawca mają decydować między sobą o charakterze współpracy.

Te pomysły natychmiast oprotestowały związki zawodowe, a najmocniej Solidarność,

której władze w specjalnym oświadczeniu inicjatywę Szejnfelda nazwały skandalem.

Polityka 13.2008 (2647) z dnia 29.03.2008; Rynek; s. 48
Reklama