Z Bronisławem Łagowskim jest mi dyskutować trudno z tego najprostszego powodu, że z reguły się z nim zgadzam. A jednak się poważę, choć bardziej niż polemiką będzie to glosą do ważnego wywiadu „Niemy lud polski”, jakiego udzielił dwa tygodnie temu „Gazecie Wyborczej” (strajki we Francji odbiły się również na działaniu poczty, stąd tak znaczne opóźnienie). Na początek punkt niezgody. Mówi Łagowski dziennikarzowi „Wyborczej”: „Jakby zajrzał pan do książki opisującej stosunki we Francji w okresie restauracji Burbonów po rewolucji i Napoleonie, byłby pan zdziwiony analogiami z polską sytuacją”. Następnie przytacza szczegółowy przykład mający o owych analogiach świadczyć. Jeżeli nawet przykład jest prawdziwy, to teza generalna z gruntu fałszywa. Francuski ciąg dziejowy: rewolucja – cesarstwo – restauracja – monarchia lipcowa etc., jest bowiem dokładnie zaprzeczeniem sytuacji polskich. I wydaje mi się to bardzo ważne. Zacznijmy od Napoleona. Kiedy przyglądamy się życiorysom jego marszałków i generałów, okazuje się, że większość z nich uformowana została przez rewolucję, często w jej skrajnym, jakobińskim wydaniu. Dziedziczy po niej dwóch najpotężniejszych ministrów: Talleyranda i Fouchégo. Tych samych ministrów i gros generalicji przejmie później po nim Ludwik XVIII. Pozostawi on na włościach całą nową arystokrację stworzoną przez Cesarstwo, będzie korzystał z napoleońskiego aparatu policji politycznej.
Mógł Burbon nienawidzić Napoleona i szczerze go nienawidził. Kiedy jednak Prusacy chcieli wysadzić w powietrze paryski most Jeny, upamiętniający ich klęskę i jednocześnie triumf prześladowcy rojalistów, pojechał na most karetą oświadczając, że zniszczyć go można tylko razem z nim.