Nie sztuka wystawiać Verdiego tradycyjnie, banałem są już także realizacje uwspółcześnione. Michał Znaniecki, inscenizując i tworząc scenografię do „Rigoletta” w Operze Wrocławskiej, poszukał swojej drogi, łącząc wyrafinowany, nieco findesièclowy styl z ostentacyjną teatralnością. Scena jest rodzajem makiety teatru szekspirowskiego (skojarzenie stąd, że fabuła tej opery, opartej na „Król się bawi” Victora Hugo, przypomina dramat szekspirowski). Mała obrotówka pośrodku, panie w krynolinach, panowie w skórzanych płaszczach, akrobata zwisający z sufitu – czysty postmodernizm, każdy element ma jednak swoje uzasadnienie. Mimo teatralności Znaniecki odczytał dzieło również psychologicznie: książę Mantui nie jest tu postacią do końca negatywną, śpiewana przezeń słynna aria „La donna è mobile” dotyczy... Gildy, która znikła z jego pałacu, jak myśli: porzuciła go, zawiodła. Rigoletto zaś jest ojcem, który kocha za bardzo. Na premierze spektakl zyskał jeszcze dzięki wyjątkowej obsadzie z udziałem trojga śpiewaków współpracujących z Metropolitan: Aleksandry Kurzak (Gilda), Andrzeja Dobbera (Rigoletto) i Gregory’ego Turaya (Książę).