Wchodzimy w gorący okres karnawałowy, tymczasem niektórym najbardziej bezkompromisowym balowiczom państwo rzuca kłody pod nogi, w wyniku czego tegoroczne balowanie może mieć dla nich gorzko-mdły smak, a do tego obrzydliwy zapach.
Oto niedawno „Gazeta Wyborcza” poinformowała o rozporządzeniu ministra finansów, w myśl którego spirytus etylowy do celów przemysłowych, służący do produkcji m.in. rozpałki do grilla i płynu do spryskiwaczy, będzie teraz podwójnie skażany. Sprawa natychmiast mocno odbiła się zapalonym konsumentom tych produktów nie tylko echem, pozostawiając u nich spory niesmak.
Nie oszukujmy się, rozporządzeniem tym władza po cichu przyznała się do tego, że dotychczasowa polityka ograniczania spożycia alkoholu, polegająca na zaledwie jednokrotnym skażeniu spirytusu etylowego, używanego do produkcji rozpałki oraz płynu do spryskiwaczy, nie dała oczekiwanych rezultatów. Okazało się, że oderwani od życia urzędnicy po raz kolejny nie docenili możliwości krajowego konsumenta, który zabieg jednokrotnego skażenia z trudnością oraz z zaciśniętymi zębami, ale jednak przełknął. I właśnie teraz, gdy ten umiarkowanie skażony wyrób znalazł sobie rynkową niszę, państwo postanowiło skazić go jeszcze mocniej i to akurat w okresie wzmożonego spożycia.
Trwają spekulacje, jaki smak będzie miał podwójnie skażony spirytus etylowy i czy w ogóle da się go wypić. Znawcy zapewniają co prawda, że wypić da się wszystko, ale nie pozostawiają złudzeń: łatwo nie będzie. Chociaż z drugiej strony szanse na to, aby podwójnie skażony spirytus był dwa razy bardziej obrzydliwy w smaku od skażonego raz, są znikome, gdyż przy obecnym stanie gorzelnictwa cieczy o takich własnościach po prostu nie da się wyprodukować (jedyną udaną próbą była wódka Vistula, której receptura jakiś czas temu zaginęła wraz z docelową grupą najwierniejszych konsumentów).