Na wystawie znalazł się oryginał dzienników najwierniejszego z pomocników Hitlera – jego szefa propagandy Josepha Goebbelsa; fragmenty dziennika reichsleitera Martina Bormanna, człowieka uważanego za faktycznego zastępcę Hitlera; zeznania oficerów SS, ludzi z bezpośredniego otoczenia Hitlera o ostatnich chwilach Kancelarii Rzeszy i jej gospodarza; oryginał aktu ślubu Hitlera i Evy Braun, zawartego już w obliczu śmierci, wreszcie fragment przestrzelonej czaszki führera, która, sądząc z centralnego sposobu jej wyeksponowania, stanowić ma clou wystawy.
Bodaj ciekawsze momentami, niż te pokazane po raz pierwszy memorabilia hitlerowskie (łącznie z dobrze zachowaną brunatną marynarką partyjnego munduru Hitlera), są świadectwa fobii stalinowskich władców ZSRR, którym wystawa – nie wiadomo, czy w sposób zamierzony – daje wyraz. Bo oto leży już w gruzach u stóp czerwonoarmistów stolica Tysiącletniej Rzeszy, tak drogo okupione zwycięstwo nie podlega już żadnej wątpliwości. Wraz z druzgocącą klęską wyparował również z głów Niemców narkotyk, który większość z nich upajał przez ostatnie 13 lat: hitleryzm. Mimo to grupa podążających tuż za frontem wysokich oficerów specjalnych oddziałów NKWD – na czele z nieobcym także polskiej opinii publicznej gen. Iwanem Sierowem, autorem porwania w styczniu 1945 r. do Moskwy przywódców podziemnego państwa polskiego – zajęta jest obsesyjnie szukaniem ciała Hitlera, a po jego znalezieniu szukaniem niezbitych dowodów, że są to właśnie jego szczątki. Tak jakby dopiero trup Hitlera miał być ostatecznym dowodem okupionej milionami ofiar wiktorii.
Częściowo spalone zwłoki zmarłych 1 maja 1945 r. śmiercią samobójczą Magdy i Josepha Goebbelsów oraz ich pięciorga otrutych własnoręcznie przez rodziców cyjankiem potasu dzieci znaleziono na terenie Kancelarii Rzeszy i zidentyfikowano niemal od razu, już 2 maja.