Archiwum Polityki

Potęga nicnierobienia

Nicnierobienie to nie jest nic-nie-robienie. Zwłaszcza w polityce. Politycy, którzy nicnierobią, często dobrze wiedzą, co robią.

Czy na przykład dwie wielkie reformy służby zdrowia dużo zmieniły w szpitalach i przychodniach? Na moje oko niewiele. Najważniejsze zmiany zaszły tam, gdzie władze z największym samozaparciem nicnierobiły. Im bardziej uparcie rząd odmawiał dofinansowania szpitali, tym intensywniej się one same dofinansowywały. Był czas, kiedy tak obrosły pasożytującymi na państwowym fundacjami, stowarzyszeniami i towarzystwami, że czasem trudno było trafić do właściwego publicznego szpitala. Aż rząd ograniczył narośle. Ale wciąż nicnierobił w sprawie finansów służby zdrowia. Pieniądze, których nie chciał zabrać podatnikom, żeby dofinansować szpitale i przychodnie, zaczęły więc zbierać rosnące jak grzyby po deszczu prywatne ubezpieczalnie, które dla swoich klientów kupowały usługi w tych samych publicznych szpitalach.

Potęga nicnierobienia sprawiła, że bez politycznej decyzji w sprawie komercjalizacji i prywatyzacji służba zdrowia sama się w znacznej mierze skomercjalizowała i sprywatyzowała. Życie napisało, de facto uchwaliło i wcieliło w życie prawo, którego nie napisał rząd, nie uchwalił parlament i nie wcielił minister.

Albo czy kolejne zmiany ustawowe istotnie zmieniły publiczną telewizję i radio? Ja jakoś tych istotnych zmian nie zauważam. W gruncie rzeczy prezes Urban był podobnie powiązany z premierem Rakowskim, jak prezes Urbański z premierem Kaczyńskim. I nawet podobnie alergicznie reagował na nich obu beton z zaplecza obu rządów. A przecież media publiczne przeszły podobno wielką ustrojową zmianę. W tej sprawie władza napracowała się bardzo, a zmieniła niewiele. Natomiast kolejne rządy uparcie nicnierobiły w sprawie zawartości polskich publicznych mediów i ich finansowania, a w tej sferze zaszły największe zmiany. I nieuchronnie będą one szły dalej.

Prywatyzacja – zwłaszcza dzika, tak zwana „złodziejska prywatyzacja”, często dokonywana przez upadłość albo likwidację – też szła najmocniej nie wtedy, gdy prywatyzowano, ale przeciwnie: wtedy, gdy prywatyzowanie z jakichś (zwykle politycznych) względów było wstrzymywane.

Polityka 12.2008 (2646) z dnia 22.03.2008; Temat tygodnia; s. 16
Reklama