Od święta Polak pielęgnuje przejęty z przeszłych epok wizerunek własny, w którym przegląda się z uczuciem niekłamanej dumy: widzi bowiem osobnika pod wieloma względami zupełnie wyjątkowego. Wyjątkowo zakorzenionego w wyjątkowej historii, przykładnie religijnego, miłującego swą piękną ojczyznę, wreszcie nadzwyczaj kulturalnego. Z bycia kulturalnym rodak zawsze był szczególnie dumny, czemu towarzyszył lekceważący stosunek do innych, zwłaszcza do sąsiadów, a już w szczególności tych ze Wschodu. Dowcip o Iwanie Groźnym, nie potrafiącym pić herbaty ekspresowej, poprawiał nam samopoczucie w najgorszych latach PRL. Ale i wobec narodów pozostających w podobnym do nas położeniu demonstrowaliśmy zwykle poczucie wyższości.
Na co dzień jednak ów image staje się coraz mniej podobny do portretu malowanego z natury. Kiedy na przykład Polacy masowo wyjeżdżają szukać szczęścia za granicą, już raczej nie wypada mówić, że jesteśmy przywiązani do ojczyzny na dobre i na złe jak żadna inna nacja na świecie. Nie ma w tym zresztą nic złego. Po prostu korzystamy z przywileju bycia pełnoprawnym członkiem Unii Europejskiej. Tu zaszła ważna zmiana w świadomości zwłaszcza młodego Polaka, zaś politycy, próbujący powstrzymać owe procesy integracyjne, narażają się jedynie na śmieszność.
Przekonanie o wyjątkowej religijności pozostało, choć przecież po śmierci papieża Polaka wiele się zmieniło. Czy mówi się jeszcze o pokoleniu JPII? Jednocześnie, jak wynika z badań socjologicznych, nasz stosunek do globalnych przemian obyczajowych niewiele różni się od średniej europejskiej, a dotyczy to i rozwodów, i kwestii aborcji. Rośnie liczba wierzących niepraktykujących oraz wierzących selektywnie, co w istocie oznacza swobodne podejście do kwestii wiary. Jak pamiętamy z licznych wyborów, religijność nie pomagała żadnemu z pretendentów (chyba że następowała mobilizacja wyznawców Radia Maryja, co jednak też dawało zaledwie parę procent).