Na rodzimym rynku internetowym funkcjonuje dość osobliwy portal – YoYo.pl. Osobliwa była już sama kampania reklamowa owej cybernetycznej inicjatywy, a mianowicie ogromne billboardy, przedstawiające bogato wytatuowanych więźniów (z zakładu karnego w Kielcach) i podpis: „YoYo, sam se dziargasz”. Biorąc pod uwagę, że sporą część zawartości portalu ma stanowić oferta kulturalna, taka zachęta wydaje się co najmniej dyskusyjna. Chyba że YoYo zamierza przejść na grypserę. I w ogóle wyspecjalizować się w informacjach pochodzących z półświatka.
Na stronie głównej, pomiędzy witrynami „Aukcje” i „Emerytury” znajduje się największe kuriozum portalu – „Cytryna”, witryna o charakterze erotycznym. Podane tam treści szokują swą wulgarnością. Bohater jednego z artykułów, niejaki Piotr, zachęca kolegę: „Choć popatrzeć na laski. Popatrzymy sobie, aż mi stanie”. Z kolei pracownik portalu o ksywce „Mart” opisuje przygodę pewnej pani: „Gdyby była gwiazdą wenezuelskiej telenoweli erotycznej, pisano by, że ma łono o zapachu wodorostów, gorące i śliskie, uda drżące i posiniaczone”. Dlatego, nauczona przykrym doświadczeniem z mężczyznami (chodzi o to posiniaczenie) postanowiła ograniczyć swój seks do sfery wyobraźni. „Podniosła łakomie udko do ust – miało chrupiącą skórkę. Trzymała je w dłoni tak, że sprawiała wrażenie, jakby trzymała członek”. Są też bezcenne porady dla kobiet: „Mężczyźni nie lubią dominujących kobiet, które im obciągają pierwszego wieczoru”.
Redaktorzy YoYo! Wasza oferta dla dziargających się pod celami jest torturą, a nie osłodą ponurej rzeczywistości. Jeśli myślicie, że portal jest git, to się mylicie.