Rząd wyraźnie dostał skrzydeł i teraz proponuje uchwalenie wszystkich ustaw dostosowujących nasze prawo do unijnego już w 2001 r. – przed wyborami parlamentarnymi – mimo że dotychczas zakładał, że ich przyjęcie będzie rozłożone do końca 2002 r. Ten przypływ euroentuzjazmu byłby bardziej wiarygodny, gdyby rządowi nie zaglądało w oczy widmo przedterminowych wyborów. Unia od dawna przestrzegała, że jeśli chce się przystąpić 1 stycznia 2003 r., lepiej być gotowym nie 31 grudnia poprzedniego roku, ale 12–18 miesięcy wcześniej. Zanim unijne parlamenty przystąpią do debaty ratyfikacyjnej. Nawet były szef dyplomacji Bronisław Geremek, stojący dziś na czele sejmowej komisji prawa europejskiego, przyznaje, że rząd AWS-UW powinien był wcześniej zabrać się do pracy. – I lepiej by było, gdyby także poprzedni rząd (SLD-PSL) do 1997 r. więcej zrobił – dodaje zaraz. Według niego inicjatywa ekipy Jerzego Buzka ma szanse powodzenia, jeśli zgłosi ona najpierw dobry projekt budżetu, a następnie przed końcem roku wszystkie projekty ustaw, które chce przeforsować w parlamencie tej kadencji.
Byłaby to rzeczywiście pokerowa zagrywka, bo zwiększałaby presję na Unię. Ale i tak może ona odpowiedzieć, że nie wystarczy opublikować w Dzienniku Ustaw 160 nowych aktów prawnych. Wdrażanie, egzekwowanie, wydolność administracji – te słowa powtarzają się do znudzenia w raportach Komisji Europejskiej. Tymczasem ustawa o służbie cywilnej pozostaje na papierze i urzędnikom państwowym daleko do pełnej niezależności – sugeruje Komisja. Przewlekłe procedury sądowe stanowią zachętę dla łapówkarzy. Pożywką dla korupcji jest też w Polsce „nadmierna, źle zarządzana biurokracja, niedostateczna kontrola, brak przejrzystości i ogólny brak odpowiedzialności” – czytamy w raporcie o Polsce.