Archiwum Polityki

Ważne co w środku

Bronisław Geremek, przewodniczący Unii Wolności:

Na zakończenie kongresu Unii Wolności powiedział pan, że podział w partii jest głębszy, niżby to wynikało z przebiegu rywalizacji o stanowisko przewodniczącego, ale potem słuchając pana licznych wypowiedzi odniosłam wrażenie, że trochę go pan bagatelizuje powtarzając: Unia jest jedna. Co więc zdarzyło się na kongresie?

Nie bagatelizuję tej sytuacji, próbuję jedynie oddramatyzować obraz medialny, jaki powstał. W każdych wyborach jest strona zwyciężająca i przegrywająca, problem zaś w tym, co zrobić, aby nie był to podział trwały. Dla Unii byłoby groźne, gdyby powstał podział między elitą a całą strukturą partii, między Warszawą a resztą kraju. Tego uniknęliśmy dzięki umowie między przewodniczącymi większości regionów, w wyniku której w Radzie Krajowej powstała szeroka reprezentacja regionalna, choć oczywiście nie jest ona pełna. Za symboliczny uważam jednak fakt, że Donald Tusk otrzymał w wyborach do Rady Krajowej dużo więcej głosów niż w wyborach na przewodniczącego. Oznacza to, że nie ma takiego podziału, który pozwalałby jednoznacznie stwierdzić, że grupa działaczy byłego KLD jest marginalizowana czy wręcz wykluczana.

Panie profesorze, a może po prostu trzeba nazwać rzeczy po imieniu i powiedzieć: ten mariaż Unii Demokratycznej i Kongresu Liberalno-Demokratycznego się nie udał. Nie powstała tak naprawdę jedna partia, nadal są dwa różne środowiska.

Rozmawiałem o tym z panem Tuskiem po kampanii wyborczej w partii. Zaznaczam, że tej kampanii nie chciałem, nie życzyłem jej sobie. Sądziłem, że wystarczy, gdy do rywalizacji dojdzie na kongresie. Obawiałem się bowiem takiego właśnie efektu, który – przyznaję – powstał. Nie sądzę jednak, by był on wyrazem jedynie owej różnej genezy, gdyż ponad połowa członków Unii Wolności nie miała nic wspólnego ani z UD, ani z KLD.

Polityka 53.2000 (2278) z dnia 30.12.2000; Kraj; s. 30
Reklama