Archiwum Polityki

Kargul jedzie do Hollywood

Studio Filmowe Oko oraz telewizja Polsat postanowiły pokolorować dwie czarno-białe komedie filmowe – „Samych swoich” Sylwestra Chęcińskiego i „Jak rozpętałem II wojnę światową” Tadeusza Chmielewskiego. Pomysł wywołał w środowisku filmowym poważne zastrzeżenia, a myśl o barwnym „Kanale”, „Zezowatym szczęściu” lub „Popiele i diamencie” w prawdziwych kinomanach budzi dreszcz przerażenia. Czeka nas zapewne spór na temat dopuszczalności kolorowania filmów podobny do tego, jaki kilkanaście lat temu toczył się w USA i Europie Zachodniej.

Pomysł zmiany filmów czarno-białych w kolorowe jest niemal tak stary jak sama kinematografia. Już jej pionier Georges Melies w 1902 r. zrealizował film „Podróż na księżyc”, którego część kopii została ręcznie pokolorowana. Podobną metodę zastosowano w pierwszych filmach Fritza Langa z lat 1919–20. Operacja była szalenie trudna i pracochłonna, a efekty dość mizerne. Z czasem eksperymenty z kolorowaniem zarzucono, a wielcy twórcy nauczyli się wykorzystywać możliwości, jakie dawał film czarno-biały. Powstawały arcydzieła, które dziś trudno wyobrazić sobie w kolorze. Każdy, kto widział np. film Siergieja Eisensteina „Aleksander Newski”, wie dobrze, jak niezwykłe efekty można osiągnąć poprzez świadome i konsekwentne operowanie czernią i bielą.

Kiedy tuż przed drugą wojną światową pojawił się film barwny (pierwszą kolorową superprodukcją było „Przeminęło z wiatrem”), wywoływał szok podobny do tego, jaki dekadę wcześniej spowodowało wprowadzenie filmu dźwiękowego. Wielu kinomanów nie akceptowało koloru tak jak wcześniej mówiących i śpiewających z ekranu aktorów. Musiało minąć trochę czasu, żeby filmowcy nauczyli się widzieć świat w kolorze, a przemysł chemiczny wyprodukował taśmę pozwalającą na realistyczne odtwarzanie rejestrowanych barw. O ile jednak film niemy szybko trafił do lamusa, to z taśmą czarno-białą tak się nie stało. Jest ceniona przez dokumentalistów, korzystają z niej również autorzy filmów fabularnych. Wykorzystywał ją np. Woody Allen w „Manhattanie”, sięgnął po nią Steven Spielberg w swej oscarowej „Liście Schindlera”. W wersji czarno-białej Andrzej Wajda nakręcił w 1990 r. „Korczaka”, a ostatnio Jerzy Stuhr „Wielkie zwierzę”. Wszystko to były świadome wybory twórców, bo wcześniej często filmy czarno-białe powstawały z oszczędności.

Polityka 53.2000 (2278) z dnia 30.12.2000; Kultura; s. 50
Reklama