– Propozycji z Warszawy nie potraktowałem poważnie. Dopiero gdy pani zadzwoniła po raz trzeci, podjąłem rozmowę – mówi Andrzej Bogucki, główny wykonawca ośmiotonowego Zegara Milenijnego na Pałacu Kultury. Zegar powstawał w trzech różnych miejscach Europy: projekt zrobiono w Katowicach, aluminiowe tarcze i wskazówki we Francji, a elementy elewacji z konglomeratu mielonego szkła i masy żywicznej – w Niemczech.
Bogucki przyznaje, że zegary wielkoformatowe to jego hobby. Kiedyś zbudował nawet jeden zegar uliczny sterowany radiem, który do dzisiaj chodzi w Krakowie. Wszystkie jego elementy musiał zrobić lub zdobyć sam. Największy kłopot miał z tylną obudową, rozważał nawet użycie zwykłej miski. Pewnego razu poszedł do dentysty. Siedząc na fotelu dentystycznym spojrzał w górę. – Nad głową zobaczyłem wielką okrągłą lampę. I już wiedziałem, skąd wezmę tę tylną obudowę.
Propozycja z Pałacu wykluczała domowe majsterkowanie i zabawę miskami. Sprawa była poważna, polityczna. – Zaczynamy nową politykę wobec Pałacu Kultury. Przecinamy złą symbolikę tragedii i ucisku – ogłosił publicznie prezydent stolicy Paweł Piskorski.
Pałac, relikt komunistycznej dyktatury, który przez lata warszawiaków straszył i przygnębiał, postanowiono oswoić za pomocą Zegara Milenijnego ufundowanego przez Telekomunikację Polską. Nowy zegar miał dostarczyć Warszawie nowiutki czas na nowe tysiąclecie. Prezes Telekomunikacji wyraził nadzieję, że będzie to czas szczęśliwy dla mieszkańców stolicy oraz kraju. Nowy czas miał być widoczny ze wszystkich czterech stron świata jednocześnie, nawet z odległości sześciu kilometrów. Miał to być czas na najwyższym poziomie światowym (sto siedemdziesiąt metrów), najlepiej widoczny czas w Europie, a niewykluczone, że i na całej Ziemi.