Archiwum Polityki

Kasa, kasa, kasa

Teraz plan gry jest taki: Warszawa zakończy negocjacje z Unią Europejską w grudniu 2002 r. lub na początku 2003 r., potem w ciągu kolejnego roku Piętnastka ratyfikuje układ i Polska po swoim własnym referendum zostanie przyjęta do Unii w połowie 2004 r. Unia ma budżet uchwalony już do końca 2006 r. Oznacza to, że w ostatnim okresie przed 2007 r., to znaczy przez dwa i pół roku, Polska będzie korzystać z funduszów strukturalnych i pomocowych. Nie dostanie natomiast bezpośrednich dopłat dla rolników, bo na takie dopłaty nie ma środków w unijnym budżecie. To będzie awantura i zgrzytanie zębów, ale trzeba szybko na to się zdecydować, wejść do Unii, brać co dają, bo to się i tak opłaca.

Przedstawiam czytelnikom sprawozdanie z podróży na trasie Warszawa–Berlin–Bruksela–Paryż, w toku której ambasadorowie Francji i Niemiec zaaranżowali mi rozmowy z wysokiej rangi dyplomatami i urzędnikami zajmującymi się Unią Europejską. Układ był taki: oni szczerze powiedzą, co myślą, ja nie będę cytował nazwisk, a tylko powołam się na źródła. A więc wyłania się z tego taki obraz:

Polska nie jest spóźniona w negocjacjach. Jeśli idzie jej trudniej niż innym kandydatom, to dlatego, że jest twardym negocjatorem. Minister Saryusz-Wolski jest szorstki, ale unijni partnerzy rozumieją, że działa w interesie kraju. Komisja UE musi w 2002 r. napisać końcowy raport i czarno na białym ocenić, który kraj się nadaje, a który nie. Niemcy i Francja szczerze popierają polską kandydaturę, nie wyobrażają sobie, by Polska nie weszła w pierwszej grupie, ale Polska także musi rozważyć, że kandyduje do klubu, którego szczegółowy regulamin jest już dawno napisany.

W pewnym uproszczeniu całe negocjacje sprowadzić można do 3 czy 4 trudnych problemów, które – niestety – rozpatrywane będą dopiero na końcu.

• A więc po pierwsze swobodny przepływ pracowników i usług czy też konkretnie 7-letni zakaz swobodnego podejmowania pracy dla Polaków i polskich przedsiębiorstw. Kanclerz Gerhard Schröder bardzo dobrze zrobił – uważają moi rozmówcy – że pierwszy publicznie zaproponował ów 7-letni zakaz dla kandydatów, gdyż słusznie ocenił, że problem jest zbyt gorący dla opinii niemieckiej, zwłaszcza przed wyborami w Niemczech w 2002 r. A tak cały problem został zdjęty z fajerki. Nie będzie w Niemczech tematu wygłodniałych mas ze Wschodu, które odbiorą Niemcom pracę. Po wyborach spokojnie dokończymy negocjacje.

Większość krajów Unii w ogóle nie widzi potrzeby okresu ochronnego i w końcu Polsce zaproponowano wariant kompromisowy w stosunku do żądania Niemiec.

Polityka 26.2001 (2304) z dnia 30.06.2001; Kraj; s. 32
Reklama